Strona:PL Jerzy Żuławski - Szkice literackie.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szaty, posypali głowy popiołem i milczeli z Ijobem przez siedm dni...
Aż wreszcie Ijob sam usta otworzył. Wybuch straszliwy i namiętny! Przeklina noc, w której się począł i dzień swego narodzenia, przeklina łono, które go nosiło, piersi, co mlekiem niemowlę odżywiały! Skarży się, iż mu dano żywot, o który nie prosił, wzywa śmierci, co jest jako noc ostateczna i nieprzespana, gdzie bólu już niema ani nieszczęścia, kata ani niewolnika. „Czemuż światłość dana jest nędznemu a żywot tym, co są w ducha uciśnieniu? co czekają śmierci, a nie przychodzi, co jako wykopujący skarb, cieszą się bardzo, jeśli grób najdą?“
Odzywają się teraz Ijobowe przyjacioły. Mali ludzie, aż nazbyt po ludzku moc i sprawiedliwość bożą pojmujący. Przerażeni potężnym, bluźnierczym wybuchem nieszczęśnika, nawet pocieszyć go nie usiłują, lecz nakłaniają jeno do pokory i roztrząsają mu sumienie, że zgrzeszyć snadź musiał, kiedy Bóg sprawiedliwy go karze.
„Skąd mocy wezmę, abych wytrwał — woła Ijob — jakiż cel temu, abym był cierpliwy?“ Skarży się na przyjaciół swoich, iż się zeń naigra-