Przejdź do zawartości

Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom IV.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nierzeczywistą prawie,
jakiś świat z bajki, jakieś senne pole,
ledwo widziane w tej złocistej fali
słońca...

O, dniu mój jasny!

Nawet te kaskady
porozwieszane, jakby srebrna przędza
po skalnych stokach —
stąd się wydają nikłe i nie płaczą
ani nie mącą mojej wielkiej ciszy,
co zeszła na serce moje
i którą serce me słyszy
w tym jasnym,
w tym świętym dniu...

A tam doliną
zielone lasy falują i płyną,
a tam górami
złociste łąki lśnią się kwiatami,
a tam — gdzie onej przepaści brzeg,
błyszczy do słońca srebrzysty śnieg,
a tam daleką przełęczą
mgła się osnową przewija pajęczą
i na błękitny opada staw