Przejdź do zawartości

Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom I.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II.

Szliśmy tak długo, nie mówiąc do siebie.
Staw jęczał cicho, wtórzyły mu trzciny —
i wolno chmur się rozdarły gęstwiny,
gwiazd kilka błysło na bezdennem niebie,

jak gromnic kilka po słońca pogrzebie.
Kwiatów kadzidła szły ponad doliny —,
wtem wolno, wolno — wpółsrebrny, półsiny
księżyc wypływa, w chmurkach się kolebie,

srebrzyste, złote, białe pióropusze
rozwiewa wkoło, znika i znów patrzy,
całując nocnych traw zielone plusze

i z chmur ostatka krzesząc blask mosiężny,
skąd błysk mu czasem — coraz słabszy, rzadszy —
odpowie z grzmotem więdnącym zamężny.