Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje T2.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXXV.


Noc, pomnę, była bezgwiezdna, bezdenna —
a skróś ciemności w srebrzystem obłoczu
postać z nieb ku mnie spływała promienna.

Blask jej widziałem, nie podnosząc oczu
i czułem, że to Nirwana się zbliża
z makowem kwieciem w rozwianym warkoczu.

Śmierć czarnoskrzydła leci przed nią chyża,
a za nią szumią zapomnienia rzeki...
Idzie — ja czekam. Już usta swe zniża

nademną... Nagle otwarłem powieki, —
zgrozo! to ona! jej postać! jej lica!
ta utracona na zawsze! na wieki!

Jękłem — sen pierzchnął. Spokoju krynica
czysta nie dla mnie! Ja ją kocham jeszcze,
i jest mi droższa niźli obietnica