Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje T2.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A ona — słucha w grobowej pieczarze
i duma tylko, że my, nowocześni,
niegodni cudu, ni grobu pęknięcia,
ni jej widoku w chwale wniebowzięcia!



XI.


Czyż znikczemniałe epigonów plemię
poszłoby za nią, jak chadzali ojce?
czy by jej śladem wkrąg obiegło ziemię,
z puszczy — na Tabor — i w cierpień ogrojce?
O! stokroć lepiej dźwigać grobu brzemię,
niźli wyjść na świat, gdzie złocone kojce
są z papugami, lecz niema w lazurze
orłów, w słoneczne lecących podróże!



XII.


Dawniej szedł z lutnią poeta natchniony
na szczyt lodowy kamienistym żlebem —
ze szczytu rzucał na wsze świata strony
pieśni karmione swego serca chlebem —
a one górą szły — jak gwiazd legjony!
Dziś?... Gdym wzniósł głowę szukając pod niebem
Pieśni — ktoś krzyknął: »Szukasz Pieśni? — głupcze!
pójdź-że więc do mnie, ja tą rzeczą kupczę!«