Przejdź do zawartości

Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kujemy swe „ja“ nieszczęsne: z żywego człowieka otrzymujemy setki i tysiące aktów psychicznych, „komórek“ i licho tam wie, czego jeszcze, a z tego wszystkiego — znowu nic.
Wiemy tyle, co i przedtem, to znaczy nic, a straciliśmy siłę żywą i bezpośrednią, jednolitość swej jaźni. Z maszyny, która mogła coś zdziałać, zrobiła się znowu kupa rupieci.
Ale kupa rupieci bardzo rozumnych, bośmy przecież rozumnie i z pewnym systemem a metodą tę maszynę popsuli!
Niektórzy mówią, że się ta maszyna z czasem złoży napowót, a wtedy będzie strasznie dobra, lepsza nawet, niż była poprzednio. Jak skrzypce rozbite i sklejone.
W tem sęk, żeby je skleić.
Może ktoś, kiedyś — za marny tysiąc, za marne dwa tysiące lat...
Dwa tysiące lat — głupstwo! Wszakże plazma potrzebowała prawdopodobnie dziesięćkroć dłuższego czasu co najmniej, aby jakiego lichego wymoczka utworzyć.
Tak, głupstwo, ale tymczasem ja i ty i my wszyscy dzisiaj nic nie jesteśmy warci.
Powiedziałem to sobie kiedyś — i staram się już o tem nie myśleć.