Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i stał we drzwiach sieni, rozmawiając z matką. Służący odprowadzał spienionego konia do stajni.
— Czy pan Andrzej z młyna powrócił? — pytał ojciec.
— Zdaje mi się, że jeszcze nie, — odrzekła matka.
— Trzeba posłać po nich natychmiast; burza nadciąga ogromna; wody w górach tam już wezbrały — obawiam się, by powódź młyna nie dosięgła...
Mówiąc to, oglądał się za posłańcem.
W tej chwili zagrzmiało znowu i deszcz zaczął padać dużemi kroplami. Równocześnie szum jakiś niezwykły nas uderzył. Ojciec drgnął i szybko pobiegł do ogrodu nad wysoki brzeg rzeki. Poszedłem za nim.
Straszliwy widok...
Rzeka płynęła w szerokiem wgłębieniu, tworzącem rodzaj płytkiego jaru, wyrżniętego na kraju obszernej doliny, utworzonej przez rozstępujące się w tem miejscu wzgórza. Do owego wgłębienia właśnie ogród przytykał. Dno jaru zieleniło się zazwyczaj bujną wikliną i pastwiskami, a nawet tu i ówdzie złociło się klinami zbóż, wsuniętymi między kamieniste łysiny i zadrzewione kępy. Na jednej takiej kępie stał