Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/746

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przepłynął spienione wody,
Zobaczył słonia: resztę sił wytęża,
Niesie go z trudem na szczyt stromej skały,
I spostrzega gród wspaniały.
Wtem słoń głos wydał: ze szczękiem oręża,
Zbrojnych gromada
Z miasta wypada
I bieży na Wędrowca. Lecz ten, bez obawy,
Sposobi się na bój krwawy,
I śmierć, godną bohatera,
Zamiast ucieczki wybiera.
Nowy dziw: rycerskie roty,
A za niemi naród cały,
Królem swym go obwołały,
W nagrodę męztwa i cnoty.
Nie dał się długo prosić, bo był tego zdania,
Że kto słonia niósł, zniesie ciężar panowania.

Do wielkich czynów niewiele pomaga
Zbytnia przezorność i zimna rozwaga.
Zapał, nie mędrkowanie, odnosi zwycięztwo,
Bo Fortuna jest ślepą, i ślepem jest męztwo.