Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/733

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaśmiał się Pasterz; a pustelnik na to:
«Łaska, jak widzę, nieprzezornym czyni;
Pomnij, że zmienną jest losu Bogini,
A wzgarda możnych, zwykłą cnót zapłatą.
Jesteś, jako ów ślepy, co szukając kija,
Wziął w rękę żmiję od mrozu skostniałą.
«Stój! zawołał przechodzień, co czynisz, to żmija!
«To kij. — To żmija, mówię; na cóżby się zdało,
«W błąd cię wwodzić? — Nikt waści o radę nie pyta:
«Zazdrościsz, żem ja znalazł kij, nie ty... i kwita!»
Tymczasem, gdy niebaczny cieszy się z odkrycia,
Gad, ciepłem ocucony, pozbawia go życia.
I z tobą tak się stanie; może gorzej jeszcze.
— A cóż nad śmierć gorszego? — Tysiączne zgryzoty,
Obawa hańby, sromoty,
Będą krwawić twą duszę. «Te wyrazy wieszcze,
Sprawdziły się niebawem. Przez niecne zabiegi
Przedajnych świadków zebrano szeregi;
Skargę przed króla wniósł motłoch potwarczy,
Że sędzia swemi wyroki frymarczy,
Że, okłamując świat udaną cnotą,
Stawia pałace za przekupstwa złoto.
Król spieszy w sędziego progi,
I widzi wszędzie świadectwo prostoty:
Nagie ściany, sprzęt ubogi.
Oszczercy nie umilkli. «Gromadzi klejnoty,
Żyje skromnie, jak odludek,
Lecz ma w komnacie skarbów pełną skrzynię,