Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/709

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja ci dostarczam cienia, chronię przed ulewą,
Na wiosnę daję kwiaty, owoce w jesieni:
Jakże twe plemię dary moje ceni?
Gdy zimy nadejdzie pora,
Rzucasz dobrodziejstw pamięć i nadzieję:
Drzewo twe członki skostniałe ogrzeje,
Niechaj więc drzewo ginie od topora.
Wąż zatem wygrał sprawę.» Lecz Człowiek nie słucha:
«Ja ją wygrałem, rzecze, bo siła zwycięża!»
I machnął workiem od ucha,
Palnął w kamień, zabił Węża.

Tak czynią wielcy panowie:
Coś im się roi po głowie,
Że przez jakiś przywilej (kat go tam wie, jaki),
Dla nich Bóg wszystko stworzył: czworonogi, ptaki,
Węże i ludzi-bydlęta.
Kto zaprzeczy; ten głupiec. — Głupiec: prawda święta!
— Lecz cóż robić? — Poprostu, mówiąc między nami,
Myśl co chcesz, ale język trzymaj za zębami.