Przejdź do zawartości

Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jazdowi za drugim do pięknych, obszernych domów, rozsianych po zboczach pagórków. Wyczarowywała sobie w imagmacji obraz siebie samej, otulonej w bogaty płaszcz futrzany, strojnej w aksamitny, przybrany pękami piór, kapelusz, rozpartej na poduszkach powozu i niedbale rzucającej stangretowi krótki rozkaz: do domu! Obraz ten jednak bladł i mącił się z chwilą stanięcia powozu przed progiem mieszkania.
Agata miała bujną wyobraźnię, która — zdaniem pani Lippett — mogła ją unieszczęśliwić, o ile nie potrafi jej okiełzać. Mimo wszakże całej bujności swojej nie była w stanie wyobraźnia ta przekroczyć wejściowych podwoi domów, ku którym ją unosiła. Biedna, pełna zapału i żądzy przygód, Agata w ciągu całych swoich lat siedemnastu ani razu nie znalazła się wewnątrz zwykłego domu mieszkalnego i dlatego nie mogła odtworzyć sobie obrazu życia wszystkich owych istot, pędzących beztroskie dni zdala od Domu Wychowawczego i jego sierot.

A—ga—to Ab—bott,
Wo—ła—ją cię do biu—ra,
Po—spiesz się le—piej,
Ra—dzę ci szcze—rze!

Tomek Dillon, wybitny członek chóru, wbiegł po schodach, śpiewając tę zwrotkę i popędził po korytarzu, a głos jego, w miarę zbliżania się szybkich kroków ku Sali F., rósł i potężniał, Agata, oderwana nagle od swoich marzeń, stanęła znów w obliczu zwykłych trosk.
— Kto mnie woła? — wpadła w śpiew Tomka, przerywając motyw nutą ostrego niepokoju.

Pa—ni Lip—pett w biu—rze,
Krzy—czy, drze się jak war—jat—ka.

A—a—men! — zakończył Tomek pobożnie. Nie było wszakże zwykłej złośliwości w jego głosie. Najzatwardzialszy nawet z małych mieszkańców Domu Wychowawczego nie był pozbawiony współczucia