Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raczy wiedzieć! Nieznośny poranek. Zagadką się staje każda faramuszka[1]. Nie chce mi się biedzić.
Rozkosz wraca znowu. Poprostu trywialne są nagabywania erotycznych wspomnień. Lecz zobowiązania, tak zwane ludzkie, społeczne, moralne... Niech je kaduk porwie!
Donna Ewarysta de las Cuebas. Chyba z tą szlachcianką ja się nie ożenię. Ojciec koniuszy królewski w Madrycie. A stryj cygan-kotlarz i wagabunda. Starego rodu chytra polityka. Połowa dla dworu, a reszta dla ludu. Może się podobać, kogo to obchodzi. Ale dziewczyna niezaprzeczenie jest silnie skrzywiona w wewnętrznej osi. Muszę jej posłać przedewszystkiem czytak[2], rysik i tabliczkę oraz preceptora. Choć szczerze zabawne mieć dzisiaj żonę, damę pierwszorzędną i wygadaną, a niepiśmienną. Śliczna pannica, klasyczna, rasowa i wulkanowa. Perwersja? Właśnie to przykuwa. Zresztą nieszkodliwa, zorganizowana, myślą natchniona. Ona mię kocha. Jestem przekonany. No, zobaczymy. W tej chwili nic nie wiem. Przeklęty poranek. Niewymownie durny.

Ten saddhus to kapaks[3]. Wziął ich na kawał. Tylko nie pojmuję, dlaczego właściwie on tego papieża w twarz nagle uderzył? Co to ma znaczyć, do czego on zmierzał? I chce się strzelać, twierdzi, że

  1. Drobiazg.
  2. Elementarz.
  3. Sprytny, pojętny.