Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wię i że nic tnie piszę, z tej tylko przyczyny skromniutkiej wynika, iż nie mam do kogo, bo nikt nic nie słyszy. Dziś nic nie wolno, wszystko jest dla ludu „pracującego“, dla inwalidów rozbohaterzonych i dla tych skarbów, które państwo trwoni z wielkiem namaszczeniem. Chcąc zrobić cokolwiek, nie można pytać, gdyż zaraz zabronią. Jeśli coś się stało, zawdzięcza istnienie wyłącznie zrządzeniu, że dawno było niedozwolone albo zostało wnet zakazane tuż po narodzeniu. Przygotowując podkop zasadniczy pod mumię kultury dawno pogrzebanej, z zamiarem zbrodniczym nie bardzo się kryję, gdyż ogrom kontroli demokratycznej jest zapatrzony od świtu do nocy w bezbrzeżne ziewanie spółobywateli, którzy upadają wprost pod ciężarem gąb rozdziawionych nad własną pustką. Nikt paradoksów dziś żadnych nie mówi, ani też pisze. Paradoksy żyją, najlepsze ze wszystkich, jakie kiedy były. W dzisiejszych stosunków układzie zgmatwanym przy jąłem dewizę: drudzy są od tego, by głupstwa gadali, ile tylko mogą, ja zaś żyję poto, abym mądrze milczał, przemądrze milczał i nigdy nikogo, ani nic, nie słuchał.
Widzę mnóstwo rzeczy, wszystko niemal słyszę. Nic mnie nie porywa, ani nie rozczula. Siła namiętności czy mię opuściła, czy nie nawiedziła. Nerwowy nie jestem. Spokojnie przyjmuję i w tempie roztropnem oddam, co należy. Fachowej roboty nigdy nie ceniłem. Urządzenie świata, takie niewygodne, uczy dość wymownie, że specjaliści mają dar nie-