Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mam wrodzony do połykania, czy wypluwania jałowej żujki. Wiem, jak smakuje samca pewna świętość, zapamiętała i niczem nietknięta, która coś kocha, coś poza kobietą, cokolwiek, co­‑niebądź..., wciąż czujna i trzeźwa, na zabój pamiętna. Tylko do takiej świętości wpuszczona może kobieta od mężczyzny doznać słodkości poczęcia wijąc się z radości, że najprawdopodobniej on jeszcze przyjdzie, raz tylko jeszcze... I nie śmie marzyć, aby było więcej, by możliwości żadnej nie spłoszyć. Jako przystoi na córkę granda, pisać nie umiem, ale czytam wyraz nadpowszedniości na męskiem obliczu wprost nieomylnie. Na taki przysmak łakoma jestem, w miłości pochopna i bezprzytomna. A uroda pańska? Gdzie zakochania niodzowny wyraz?
— Panią mógłbym kochać...
— Żart nieoględny. Przyjmijmy jednak. Ale co poza mną, poza popędem? Więc jakie kochanie dawne, niewymierne, zniewalające głowonoga-zbója życiowych sensów, ty mnie przynosisz, by kwieciem marzenia tego umaić naszą noc poślubną! Ja nie chcę wskazania na upodobania, na sentymenty, lub na ideał czy inny futerał, w którym się chowa precjoza moralne! Gdzie jest ten żywioł, który pomysłów twych żagle rozpina, wpław przeciw prądom nurt życia przebywa, poczciwości szarga, ochrania, zabija, trwoni czy sknerzy, prostuje lub zwija? Jest archaniołem czy opryszkiem bywa, jadem zawiści każdy krzew opluje albo dobroci trądem się okrywa? Gdzie jest gorączka płynąca w twych żyłach,