Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wodnym, świetnym detektywem. Skrada się do budy, skąd okowy dźwięczą.
— Co ma oznaczać gruba awantura zaimprowizowana dzisiaj popołudniu?
— Sir, to zrządzenie najwyraźniejsze siły zwanej wyższą.
— Forçe majeure z umowy spisanej przez nas, czy też interwencja samego nieba?
— I pierwsze i drugie.
— Już ci nie wystarcza niezachwiana pewność w twą ludzką przebiegłość. Do pomocy wzywasz nadziemską tajemność. Bzik religijny i ciebie opętał!
— Źle byłoby z nami, gdybym nie pamiętał o nadzmysłowych naszych przeznaczeniach.
— Dlaczego jednak derwiszowym cudem nad kasą się znęcasz?
— Żelazna kasa już z samej natury jest ociężała a w dodatku jeszcze skrzętny nasz konkurent zbytnio ją napełnia.
— To cię niepokoi? Czyż płacę zbyt skąpo?
— Kasa pożywieniem stała się niezbędnem dla żarłocznej bestji, której człowieka chciano poświęcić. Wolałem potwora na razie ukoić stalową blachą nadzianą miljardem.
— Nic nie rozumiem. Co z kasą się stało?
— Aligator połknął.
— Kto?
— Krokodyl sahibie. Największy okaz, jaki z pośród płazów może kiedykolwiek w wyobraźni ludzkiej pojawić się nagle.