Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciennych namiotów szlochają, dygocą. To Abd-Allaha naśladownictwo czyli małpowanie proroczych bredni. Berbera jakiegoś gdzieś wytrzasnęli, by fałszywego zgrywał kaznodzieję. Bezz zająknienia, bez chwili wytchnienia, wciąż czyta i czyta, jedno i to samo, herezje gnostyczne na temat Mamu. Wylicza imamów, czyli niewidocznych na ziemi bogów. Działali, działają i nie odeszli. Imiona zna siedmiu: Adam, potem Noe, Abraham, Mojżesz, Jezus, Mahomet, Izmael. Ósmego sam znajdzie, zna go osobiście i widział, że przybył. Zbełtanym ohydnie, podłym wolapikiem wzywa pobożnych (uśpionych, spokojnych), by głośnem chrapaniem natchnienie zdradzili i pomagali słudze Bożemu, to znaczy jemu, w poszukiwaniach (na skroś umysłowych) za zabłąkanym czy ukrytym bogiem. Tuż nad kazalnicą, w klatce wmurowanej za miedzianą kratą, wśród puchów i pierza pantera leży. Jest wystrojona, jak na niedzielę i połyskują rudawe jej pręgi. Uszyma strzyże i nadsłuchuje, co łotrzyk ponad nią półgłosem bajdurzy. Ma oczy hetery i groźnie poziewa.
Mówił mi jankes, że uniknąć pragnie gwałtownych wypadków, o które nietrudno w tem inhalatorium. Delirium tremens, serca paraliż, wstrząs nerwów — niepożądanym dla niego skandalem. Więc dozwolona jest wyłącznie tylko morska choroba, ten przy powodzi alkoholicznej i narkotycznej ratownik pewny. Innym wybrykom czy nadużyciom ludzkiej natury służba zapobiega: sami Persowie z sekty Haszszaszinów, od dziada pradziada spoufaleni z ta-