Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie skończy, że nie rozegrany... W tem clou jest sensacji i sukces sensu niebywały dotąd. Racz zauważyć, że starszy, brodaty, wyraźnie pejsaty, z kształtną jarmułką i w czarnym chałacie — to z Witebska rabin. A jego towarzysz smagły, zezowaty i w białym burnusie z kapuzą zakonną — to z Timbuktu fakir. Spotkali się tutaj całkiem przypadkowo i mimo zaduch z perfumy i potu i cygarzysk smrodu, wnet się zwąchali. Język znalazłszy pomiędzy sobą porozumiewawczy (mieszanka licha hiszpańskiej mowy z narzeczem arabskiem) chytry, przemądry i utajony wszczęli rozhowor.
— Nu, po co to było tylego zachodu, skoro na niczem wszystko się skończyło? — zauważył rabbi.
— Nie mogę równego mieć z tobą zdania. Chętnie przyznaję, że jest najlepiej, gdy się nic nie dzieje. Z zamiłowania jam bezzmiany faktor. Lecz tu się dzieje, tam na scenie dzieje. Tu już się stało, nic się pokazało! — odpowie fakir.
— Myśli pan fakir, że oni się boją jeden przed drugim i dlatego tylko furt jak stali stoją? — Oni nie mogą: oniby chcieli, lecz siły nie mają i tak przetrwają, dopóki za nich nie pokonają nicości w sobie setki tysiące zrzeszonych miljonów, które wierzgają, wyją i plują, a walki wyniku. doczekać nie zechcą i nie zdołają.
— Jest, jest już odwilż w zaschłej, starej głowie. Niech pan sam powie, czy nie wskoczyłem na płochliwą szkapę? Ten Prochryst, to on całkiem dobrze wykalkulował z tym szkiełkiem w oku. Tylko