Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na skok drapieżny, czy na pocałunek? — sama nie wie.
Jak gdyby przez sen cedzi ze ściśniętych zębów, ze zdławionej gardzieli:
You search for trouble!
Wówczas podnosi się Fallus z klęczek. Idzie powoli, suwa. Ciężkie kroki giną w sieni, słychać trzask drzwi otwieranych.
Skoczyła. Chwyciła w ręce ogromną, stołową lampę, by drogę oświetlić. Obojętnie przelazła przez ciało majora.
Schody jęczą pod statecznemi krokami Jerzego. Nieznośne, drewniane, stare schody. Schody, po których już nikt chodzić nie będzie.
Wychyliła się przez balustradę, świeci zstępującemu kochankowi.
On stoi właśnie na wysokości drugiego piętra, tuż pod drzwiami, które do fabryki wiodą, wśród pak i rozrzuconych słomianych wiechci. Podnosi ku niej swoje lotne oczy i żegna uchyleniem kapelusza:
— Nie kocham miss Haidee Deddy!
No matter! — odpowiada słodko.
W tej chwili jakiś oszalały piorun oświeca wnękę klatki schodowej. Nieznośny, niemilknący brzęk szkła. Płomienie buchają, przysiadły i rosną w górę. Na ziemi leży Fallus. Krew z głowy się sączy. Z głowy, w której urodziła się wiara w miłość, z głowy, na którą spadła płonąca lampa, strącona ręką ukochanej, jedynej.
Miss Haidee Deddy stoi niewzruszona, widokiem się pieści. Widzi, jak płyn ognisty się rozlewa, pło-