Strona:PL Jasnowidze i wróżbici.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się ubierał i zdumiewająco był do pierwszego podobny. Wzrost, ruchy, kształty, spadek i dźwięk głosu w niczem się nie różniły. Był to jakby stosunek dobrej kopii do oryginału. Między oboma Williamami Wilson, którzy urodzili się nawet w tym samym dniu, powstaje bardzo dziwny stosunek. Pierwszy William Wilson nienawidzi drugiego, bo ten nie chce poddać się jego władzy, nienawidzi go — ale zarazem się go boi; a w spokojnej pewności siebie drugiego ukrywa się mimo nietajonej pogardy i wszelakich obelg pewna uległość. Z biegiem czasu zaprzyjaźnili się obaj Wilsonowie tak dalece, że są nierozłącznymi towarzyszami. Właściwy William Wilson czuje mimo wszystko nieprzeparty jakiś pociąg ku swemu imiennikowi; ciągle dopatruje w nim czegoś, co wzbudza niejasne wizye młodości, wspomnienia z czasów, kiedy pamięć dziecka zaczyna się dopiero wykluwać; zdaje mu się, jak gdyby od bardzo dawna znał już tamtego Wilsona.
Po pewnym czasie Wilson zapisuje się na uniwersytet; tu puszcza zupełnie wodze skłonnościom, ugruntowanym w jego naturze, i rzuca się na zabój w orgie młodzieńcze. Pewnej nocy urządza w swem mieszkaniu rozpasaną bachanalię. Godzina mija za godziną. O świcie, kiedy Wilson chce właśnie wznieść bluźnierczy toast, otwierają się nagle drzwi, a ochrypły głos służącego oznajmia jakieś odwiedziny. Gospodarz, który spodziewa się nowego żartu, powstaje i zatacza się ku drzwiom korytarza. W nizkiej i wązkiej przestrzeni ciemno; tylko przez małe koliste okienko wpada światło szarzejącego dnia. Ale w ciemności dostrzega Wilson młodego człowieka we wszystkiem do siebie podobnego. W chwili, w której przestępuje próg pokoju, młodzieniec zbliża się do niego pośpiesznie, ujmuje go niecierpliwie za ramię i szepce: „William Wilson!”
Po dwóch latach spotykamy się z Wilsonem w towarzystwie graczy. Wilson bowiem od jakiegoś czasu oddał się zupełnie szulerce i posługując się nieuczci-