Przejdź do zawartości

Strona:PL Jasieński-Nogi Izoldy Morgan.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głosem zwraca się z nieokreślonym gestem w prawo:
— Proszę wprowadzić oskarżonego.
Głuchy pomruk przechodzi salą. Potem drzwi prawe otwierają się trochę za głośno i pod konwojem czterech uzbrojonych w mauzery robotników, wchodzi Berg. Tłum rozstępuje się trochę, aby dopuścić ich do trybuny.
Gwar rośnie i powoli zamienia się w hałas wrogich głosów.
Dzwonek.
Przesłuchanie trwa dalej.
Wskazówki zegara poruszają się z upartą, żółwią bezradnością.
Nagle szmer wzmaga się i tłum głów, jak popchnięty, pochyla się w stronę trybuny. Na trybunie stoi Berg.
Jest bardzo blady, oczy mu biegają, jeden kosmyk włosów spadł na czoło. Ubrany jest bez zarzutu, w żakiet. Mówi głosem dźwięcznym, spokojnym, często zatrzymując się dla pochwycenia odpowiedniego wyrazu:
Nastąpił dzień zemsty. Świadomy swoich celów proletarjat staje do walki. Żeby walka