Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wysiłkiem duszy chciał odczuć to, co będzie czuł, gdy czuć przestanie, chciał Odczuć siebie, jako zimnego trupa; wyobraźnia smagana biczem woli, cofała się z drżeniem przed nieuchwytnością śmierci. A jednak ten przeraźliwy spokój i cisza nęciły go coraz więcej. Leżeć tak z zamkniętemi oczami, z rozchylonemi usty, z pogardliwym uśmiechem dla wszystkich rozkoszy i zgryzot, które po jego śmierci, jak dawniej, będą dusiły ludzi w wiecznej z sobą walce, wyrwać się wszystkim myślom, które dręczą, uciec tam żalowi za młodością, za siłami, które znikły, za marzeniami, które się rozpłynęły — co za rozkosz! Czyż nie przyjemna, że śmierć jego zadziwi wszystkich, śmierć człowieka, który był bogaty, młody, szczęśliwy, że go zaczną podziwiać, zanim nie nazwą głupcem, łub waryatem, bo rozumieć nie będą?
Dyrektor otworzył szufladę, wydobył mały błyszczący rewolwer i z uwagą zaczął mu się przypatrywać. Rewolwer był nabity: jeden otwór bębenka ukryty w lufie, pięć innych świeciło niklowymi stożkami kul. Dość zbliżyć lufę na odległość cala, potem jedno pociśnięcie, jeden błysk i grom, jedno uderzenie krótkie i druzgoczące, a kula przebije skórę, wciśnie się w warstwy mięśni, strzaska szaniec kości, aż zmęczona walką, obmytą w krwi odpocznie w miękkich zwojach mózgu. Z dziwną lubością