Strona:PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 66 —

chów i piersi. A talia nasza? Spójrz, jaka jestem wcięta w pasie, co? Patrz, na talii mam podstawek, a na nim rozpięte struny...
— Z baranich kiszek, ha, ha, ha!
— O, przepraszam. Są i metalowe struny. A moja szyja? mój gryf? Co powiesz o tem, panie Smyku? Czyś widział kiedy łabędzia z wdzięczniej wygiętą szyją?
— Widziałem, wprawdzie nie łabędzia, ale gęśl. Nawet, o ile się nie mylę, to gęśl jest pani bliska krewna?
— Gdzież tam. Zaledwie powinowata daleka. Nędzarka, ma tylko trzy struny. Proszę mi o niej nie wspominać. Wogóle żegnam pana. Nie chcę pana już widzieć.
Biedny smyk był zrozpaczony.
Co tu robić? Jak przekonać basetlę o tem, że Skrzypce są mu droższe nad życie, że on, Smyk, nie rozumie życia bez Skrzypki, że chyba mu wypadnie popełnić samobójstwo, że ten upór basetli podsyca jej obrażona miłość własna. Co za fanaberie arystokratyczne (a krewna gęśli, ha, ha, ha!)... Co tu robić? O moja cudna Skrzypko, czemże jestem bez ciebie? i czemże ty jesteś beze mnie? O jakże cię kocham!
Tak rozpaczał Smyk i zaczął z tęsknoty schnąć, co zresztą przy jego wrodzonej szczupło-