Strona:PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 24 —

A jednak ten zbrodniarz to zrobił: dla niemego stworzenia wyrzekł się żony — mówionoby o mnie. Palcamiby mnie wytykano, w pismach, broniących sakramentu małżeństwa, pisanoby o mnie uwłaczające paszkwile. Kobiety ogłosiłyby na mnie interdykt, odmawiając, jak banicie, przytułku i ognia swego niewieściego.
Gdym tak rozmyślał po całych godzinach, gdy pot kroplisty występował mi na czoło i nie wiedziałem, co począć, wmieszało się w te rzeczy samo fatum — to greckie, nieubłagane, z niezłomności znane fatum, — fatum, które kazało mojej żonie aby ta kazała Marysi, aby...
Nie wiem, czy mam więcej mówić? — czy mam wymieniać to straszne słowo, którego się domyślacie, a które ma u nas w języku polskim (i w słowiańskich narzeczach wogóle) taki dziwny, ponury walor? Zabić, bić, czyż nie jest u nas tak fatalicznie skojarzone z byciem, z bytem? Czyż nie może u nas nikt (i nic) być, kto (i co) nie umie bić? Dlaczego żona moja, ażeby móc być, musiała moją kurę, moją kochaną kurę, za-bić. Ona, albo kura? Przez Bóg żywy, dla czegóż doprowadzać do tego dylematu? Czyż nie lepiej, aby nasze niewiasty, w postaci żon naszych i naszych Maryś, zamiast chcieć naszą męską zdolność widzenia duszy nawet w kurze, nawet w żelazku od prasowa-