Strona:PL Jan Lemański Colloqvia albo Rozmowy.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


Tu obrońca wystąpił — wilk w baraniej skórze.
Zaznaczył z początku,
że mało w oskarżeniu zdrowego myślątku.
»Słyszeliśmy« — tak zaczął wyć — »wysoki sądzie,
jeżeli nas nie mylą prawa akustyki,
słyszeliśmy o czarach — tym przesądzie,
któryśmy wyrzucili, my, już na śmietniki,
wraz z wszelakiem rupieciem istności nadziemnej.
Czarom, gusłom, poezyom dziś kto wierzy? — ciemny.
Śmieszne dziś cuda, entuzyazmy —
dziś, kiedy byle jagnię wytłumaczy, prymus,
wszystko na świecie, prócz protoplazmy!..
Tu tylko zawsze — ignorabimus.
Zaszlim, gdzie można — i dość! Życia kęsa!
życia wołamy, użycia, krwi, mięsa!
Pragniemy haszyszy,
z obór i stajen, z owczarni i chlewka,
a poezyą nam: wycie, gwizd i pozytywka!«..

Tu przerwał, chłepnął wody łyk-dwa i wył ciszej.

— »Owca zagryzła owcę. Oto zbrodni
szkielet. Sędziowie godni!
Cielę wie dziś majowe,
że krowa bodzie krowę,
pies psa wywodzi w pole,
krewne dzióbią się kury,
że świnia... że wogóle
indywiduum swojskie, tak zwane społeczne,
jedno drugiemu szkodzi.
To jest odwieczne