jak gdyby krzyż się unosił,
jakby go zgraja opadła.
Gdzieś tylko za tym obrębem,
w którym się zbrodnia wylęga,
jak gdyby szczyt się promienił
i rzeki błyszczała wstęga.
Żądne wyciągam ręce,
spragnione otwieram usta —
krzyż gaśnie i rzeka ginie,
a przy mnie otchłań pusta.
Czasami tylko wicher
piaskiem mi w oczy uderzy,
a uszy moje usłyszą
ryk oszalałych zwierzy.
Czasem się zwolna, po cichu
przyczołga widmo węża,
stal zimnych ócz we mnie topi,
kręgi swe ku mnie wypręża.
Czasem upadnę, znużona,
przy jakimś sępa szkielecie,
albo przy trupie wędrowca,
co Zbawcy szukał po świecie.
I wtedy czerń obszarpańców,
ze wszystkich zaułków zbiegła,
»Pijana ladacznica« —
wrzeszczy — »pod płotem legła!«
A ciągle — o moja dolo!
O moja hańbo! O wstydzie —
tłum grzechów na mnie się wali,
sromotna ciżba idzie.
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/245
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.