Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

XIX.

I, porwana pieśnią życia,
leci dusza, niby ptak,
Niby żóraw, za swym kluczem
śród powietrznych mknący dróg...
Płynie z tłumem, z lutnią w ręku,
zapatrzona w wielki znak,
W krwawą chustę, w krzyż olbrzymi,
ponad ziemski wzniesion bróg.

Płynie z tłumem gdzieś bez końca,
aż się zgubi, tam, gdzie szlak
Nieb jesiennych w świt się stroi,
w ten jutrzniany, srebrny smug;
Gdzie nad krawędź ciemnej ziemi
strzela zorza, jak ten krzak —
Gorejący krzak pustynny,
w którym Bóg przemawiał — Bóg!...

Jak się ranna mgła rozwiewa,
tak i sen się rozwiał mój...
W okna moje dzień zagląda,
chłodny, jasny, pełny dzień —
Na ulicach wre już życie
pod działaniem jego tchnień.