Przejdź do zawartości

Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Może się wsłuchał w cichy szept potoku,
Co blaski słońca wieczornego chłonie,
I tak zapomniał o grożącym skonie
I o tej burzy, co przyspiesza kroku.

Zerwał się wicher i z chmury niewielkiéj
Spadł deszcz rzęsisty i las się z marzenia
Zbudzi i głośno nad sobą zabiada:

Na mchy i paproć płyną łez kropelki,
A z niemi razem liść po liściu spada
I — w tłum szkieletów cały las się zmienia.

III.
Powiał chłód nocny... Drzewa pieśń jesienną
Nucą po cichu — nad kolebką własnéj
Zagłady... Z chmurek wyjrzał miesiąc jasny,
Jak upiór, głębię rzuciwszy bezdenną.

Nędzną wioszczynę sen otulił w sploty
Wrześniowych zmroków... Z karczmy tylko bije
Dumka pijana, która tyle kryje
Dzikiego bólu i dzikiej tęsknoty.

I ona zmilkła... Umilkł głos ochrypły...
Cyt!... To chróst trzeszczy, to wrota zaskrzypły;
Ostatni wieśniak spać do domu kroczy.

Jutro się zbudzi, znowu o pół doby
Bliższy tej śmierci, co tam gdzieś, w żałoby
Zielsko owita, wlepia weń swe oczy.