Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ZDANOWSKI.
Z kim prowadzisz wojnę?


NAPIERSKI.
Z kim?... Z ciemięzcami!


ZDANOWSKI.
Dla siebie!


NAPIERSKI.
Być może.


ZDANOWSKI.
I tak spokojnie to mówisz?!... O rzuć to
piekielne dzieło!... Patrz!
Rzuca się na kolana.
Ja siwy człowiek
klękam przed tobą! błagam cię: o nie gub
siebie i kraju!


NAPIERSKI.
Wstań! nie myślę gubić!


ZDANOWSKI.
Przyszedłeś do mnie, pod nędzną mą strzechę,
i jam cię przyjął na serca uciechę,
bom wierzył słowu, co z ust ci płynęło,
zapowiadając wielkie, święte dzieło.
Ale niestety! dziś dopiero widzę,
że to był gorzki jad, którym się brzydzę...
Ta dziwna wiedźma, co się przekomarza
z swem bezpieczeństwem, dała mi handlarza
tytuł przed chwilą... Prawda! Aleć jednem
wszak nie handluję: mem sumieniem biednem!
I ty nie handluj! zejdź z tej ścieżki krętéj
i nie dokładaj wiórów pod zajęty
stos ten ogromny, na który wrogowie
chcą rzucić ciało Rzeczypospolitéj...
Posłuchaj, synu, co ci starzec powie:
boisz się kary? Jest jeszcze obfity