Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
aby mógł dążyć milami do celu!
On wielką żądą chce ogarnąć ziemię,
a kroki jego mierzą się na łokieć.
Giętkie ramiona do lotu rozkłada,
złudę-olbrzyma uczuwa w swem wnętrzu,
a na podwórku skacze, jak ten wróbel,
któremu ptactwo, równie, jak on, liche,
umiało pióra wydziobać ze skrzydeł...


SALKA.
Zaczynasz znowu mędrkować... Czy sądzisz,
że mędrkowaniem rozbudził Chmielnicki
tę straszną trwogę?... Czy sądzisz, ty starcze,
z poza katedry nie widzący tronu,
iż mędrkowaniem on zawiódł te tłumy
do takich zwycięstw, że jeszcze po wiekach
piać o nich będą krwawe, dzikie pieśni
siwi lirnicy, siadłszy na kurhanach,
kryjących zmarłą waleczność rycerzy,
co tutaj byli — ciemiężcami ludu?


NAPIERSKI.
Chmielnicki wrogiem — i kraju i — ludu —
i nie o jego myśli on zbawieniu...


SALKA.
Więc ty go zbawiaj! ty lud ten wyprowadź
na wielkie światło — i niech w jego blaskach
tron twój jaśnieje.


NAPIERSKI.
Nie mów mi o tronie,
dopóki żyje stryj!...


SALKA.
Twój stryj?! Hahaha!
Ty lud wybawiaj i nie drzyj! Wybawiaj