Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
HANUSIA.
O, z panem Biczyńskim!...
Po chwili.
Królewski, jasny pułkownik...


NAPIERSKI czule.
Ty — dziecko!
Wchodzi służba; do służby.
W pana starosty sypialnej komnacie
zgotować łoże... Godzi się jedynej,
imci marszałka Łętowskiego córce
spocząć na puchach — po trudach przeprawy —
i na jedwabiach...
Do Salki Nieznanej.
Dopomóż jej, stara!
Salka wyprowadza słaniającą się Hanusię przez drzwi na lewo.
Napierski sam, przechadza się po sali, po chwili przystępuje do okna, wychodzącego na dziedziniec zamkowy i w zamyśleniu przyciska czoło do szyby. Mała przerwa. Powraca


SALKA NIEZNANA.
Śpi... nieprzytomna... ponadmiar zmęczona...
Lecz to przeminie... Teraz pójdź w ramiona,
mój królewiczu! W ramiona piastunki,
która dla ciebie troski i frasunki
zniosła niejedne i śród twardej drogi
do krwi kaleczy bose, słabe nogi,
pod chamską strzechą chleb owsiany zjada
i przez biskupie szyki się przekrada,
i z widmem zimnej śmierci się szamota,
byś ty się palił ogniami żywota!
Ale twa dusza już gasnąć zaczyna,
jak wilgna słoma...