Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ŁĘTOWSKI.
Czy groźba?... Wiedzą: ja-ć za młodu
chodziłek w regle rubać smereczynę,
rubałek z góry a mocno, że kłody
padały z jękiem — od rzutu!... Nie byłek
nigdy we dworach marnym pacholikiem,
wełny-m paniętom nie zwijał, więc mówię,
jako i myślę: U mnie dzisiaj w domu
zapewne zgliszcza — pana Biczyńskiego
ubił tam Czepiec; nie mam poco wracać...


RADOCKI.
I mój kominek zburzony... Z Krakowa-m
otrzymał wieści, jako już odjęte
jest mi rektorstwo — tak ksiądz biskup kazał...
Ale co dla mnie rektorstwo, gdy dzisiaj
Jezajaszowych mogę nadsłuchiwać
proroctw, jak prawdą się stają.


NAPIERSKI drwiąco.
A Czepiec?
Może i ty mnie pogrozisz gniazdeczkiem,
które ci wicher wywrócił?


CZEPIEC.
Mem gniazdkiem
jest szubienica, tej, wiedzą nie szkoda...


ŁĘTOWSKI.
O haj!... Tak mówię: nie mam poco wracać,
tem raźniej pójdę choćby pod sam Wawel
lub pod Warszawę — na ogień, na wodę,
na miecz, na kule... A zaś biada temu,
ktoby z nas zadrwił... Słuchacie?


NAPIERSKI.
Czy słucham?
Przemawiasz do mnie, marszałku Łętowski,