Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
węgłach tej ziemi, trzymający w ręku
cztery jej wiatry, powioną nad nami
i szum się stanie ogromny i wszystko,
co dotąd rosło i żyło na ziemi,
zwieje, bo grzechem skażone... A zasię,
Ten, który umarł i ożył, Ten pierwszy
i Ten Ostatni nanowo je wskrzesi:
i trawy wstaną soczystsze i większe,
i smreki będą smuklejsze i grubsze,
i wasze owce okryją się wełną
dłuższą i miększą, i te krowy wasze
będą mleczniejsze i tłustsze —


JEDEN Z GAZDÓW, którzy skupili się około rektora.
Na moich
skóra a kości. Wymiona im wyschły,
jak puste worki tak wiszą —


RADOCKI.
A w ludziach
nie będzie panów ani sług —


DRUGI GAZDA przerywając.
A dzisiaj
chcieliby wszystkich zamienić na sługi —
tak ino baczą, w jakim chodzisz pasie:
są w nim goździczki śrybelne, w te tropy
prawią, żeś panem, i huzia. —


RADOCKI.
Nie będzie,
że jeden łaknie, a drugi pijany,
że jeden zwozi pszenicę furami,
a drugi ledwo garść owsa wymłóci. —


INNY GAZDA.
A co ja miałem tego roku? szkapskom
nie wystarczyło na lichą podsypkę. —