Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
HANUSIA.
Pułkownik!...
Nie miałam jeszcze nigdy takich lęków,
jak dziś...


CZEPIEC wstaje gwałtownie z miejsca.
Królewski pułkownik?... Któż, babo,
przyniósł cię tutaj?...
W tonie napół dzikim, napół przedrzeźniającym.
A ten zmartwychwstały,
mówisz, Janosik, śmierdział w Chochołowie,
w Czarnym Dunajcu siedział, a zaś z miesiąc
będzie, jak przyszedł do Nowego Targu?
Tyś go widziała? babo!...


SALKA nie spuszczając go z oczu.
Jak ci mówię,
żem go widziała, to widziała...


CZEPIEC.
Babo!
Tumanisz wnętrze, jak to złe... Nie ruszę
z tego się miejsca... A ty list ten zabierz.
Chce jej oddać list, który przez cały czas trzymał w ręku.
Czuję, że we mnie siedzi coś takiego,
że gdy się spotkam z owym pułkownikiem,
to go...


SALKA.
Przysiągłeś... i pójdziesz...


CZEPIEC chowając powoli list — jakby uległ magicznej sile jej wzroku.
Przysiągłem...
Ale coś w duszy szczuje mnie na niego.