Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
CZEPIEC.
Babo!


SALKA.
Co, Czepiec?
Do Hanusi.A widzisz, Hanusiu,
temi oczyma patrzałam na niego:
jak on wygląda z białem, gładkiem licem!
jak mu się błyszczą miękkie, czarne włosy,
jak mu się palą błękitne źrenice...!
Co ci się stało?


HANUSIA z niepokojem.
Nie wiem... Tak mi w duszy,
kiejby przedemną stanął w tej świetlicy
szumny Janosik i chciał mnie zabijać...
Tak mi jest w duszy, jak kiejby nieszczęście
było w tej izbie i ja pochwyciła
ono nieszczęście za rękę, za ramię, —
nito człowieka, za szyję!... O Boże!
i jakaś radość w duszy mi się zrywa...


SALKA lekceważąco.
Każdy ma swoje przeznaczenie.


CZEPIEC.
Babo!
Uroki rzucasz ma moją dziewczynę!
Ten twój Janosik... niech go piekło...


SALKA patrząc w oczy Czepcowi, jakby go chciała zahypnotyzować.
Czepiec!
Cicho! przysiągłeś!...
Do Hanusi, w tonie udającym obojętność.