Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MIĘTA.
Jakże ja mam poszukać sobie innej, kiedyś ty mnie w oko wpadła, Marychna, a nie żadna inna... Jakem ino cię ujrzał, takem sobie zaraz powiedział: »Stary jestem, ale...«


MARYŚKA.
Gdzie wy stary, Macieju! gdzie wy stary!... Młody jesteście, macie przed sobą jeszcze ze trzydzieści lat życia!...


MIĘTA.
Ze trzydzieści lat życia... Miałbym rychtyk ośmdziesiąt i sześć, jakbym umierał... O! to za wielka starość, to za wielka starość... Człowiekowi by się sprzykrzyło... No, ale na zdrowie...


MARYŚKA.
Co? przy takiej kobiecie jak ja? Na zdrowie. Piją Nigdy wam się nie sprzykrzy! Rozrucham, rozchucham; wszystko ino wam będzie się uśmiechało...


MIĘTA.
E! rezolutna jesteś... daj ci Boże długie lata za to... Bogaty jestem... zapłacili Miemcy dobrze za morgi, pieniądze są, będzie ci dobrze...


MARYŚKA.
Dobrze, nie dobrze... jakże ma być dobrze, kiedy to wasze bogactwo spadnie na syna... Walek sprowadzi w dom gospodynię, a ja pójdę na chleb razem z wami... A kto wie, jaki on będzie?


MIĘTA.
No, no! nie troszcz się o to... Nie zły z niego jest chłopak.