Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
128
JAN KASPROWICZ

Prawda! zawlecze-ć pod wyniosłe wrota
Jakowyś nędzarz swoje zbite kości,
Tak i w nich, bywa, rozbudzi się cnota,
Że mu kęs chleba podadzą z litości,
Albo szmat jakiś... Ano, nie dziwota:
Jako ten oset, co zalega pole,
Tak nędza i najtwardszych czasem w oczy kole.

Ale by rzucić pałacowe progi,
By wstać od srebrem zastawionych stołów
I między naród pospieszyć ubogi,
Jak ten rybitwa, co idzie na połów
Serc i dusz bratnich i na żadne głogi,
Na żadne głazy raniące nie zważa,
To, mówię wam, w tym świecie rzadko się wydarza.

Jednegom tylko znał wielkiego pana,
Którego pamięć jest mi, jak wyryta,
Choć od tych czasów została obsiana
Ta nasza ziemia świeżem ziarnem żyta
Z pięćdziesiąt razy... Podarta sukmana,
Na którą inni z jawnym patrzą wstrętem,
Dla niego była zawsze czemś prawdziwie świętem.

Widać, rozumiał Chrystusa orędzie,
Choć o niem głośno nie mówił nikomu,
Jak się to działo, o, i dziać się będzie
Niejednokrotnie w pobożnisiów domu...
Czyn, a nie słowo, miał zawsze na względzie,
Tak też nie z słowem, ale zawsze z czynem
Szedł równać się pospołu z pogardzanym gminem.

Kiedym go poznał, mówię wam, był młody,
Jako ten buczek, który w boru rośnie...
Po ojcach posiadł sady i ogrody,
Pola i łąki, mieniące się w wiośnie
Zbożem i trawą i kwiatem. Miał trzody