Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
 88
JAN III SOBIESKI.

— Chodź, Sasso i powiedz, co mi chciałaś powiedzieć!
— Miej się na ostrożności, panie, — szepnęła niewolnica, — Jagiellona, wdowa po Michale Wassalskim, przybyła do Warszawy.
— Przyjechała, aby wziąść udział w uroczystościach! Spodziewa się może, że król Michał obierze ją za małżonkę, — zawołał Jan Sobieski i odwrócił się do współbiesiadników, Sassa zaś oddaliła się powolnie.
Wkrótce potem biesiadnicy powrócili powozami do miasta i na zamku zaczął się festyn, w którym wszyscy wojewodowie wzięli udział ze swojemi małżonkami.
Wielka sala była tak oświetlona, że światło równało się dziennemu. Tysiące świec paliło się w wysokich kandelabrach.
W jednej z sal ustawiony był ogromny bufet, na którym stały złote dzbany.
W głównej sali znajdowała się estrada z tronem dla króla.
Michał Wiśniowiecki zasiadł na tronie.
W blizkości jego stali i siedzieli wysocy dostojnicy państwa. Przy jednym z filarów zajął miejsce stary kasztelan krakowski, Jan Zamojski z młodą swoją małżonką, Maryą Kazimierą.
Gdy Jan Sobieski z kilkoma wojewodami wszedł na salę, widok piękności Maryi oczarował go i zachwycił.
Mile uśmiechnięta małżonka Zamojskiego wyglądała jak świeży letni poranek. Delikatną jej twarz otaczały bujne czarne włosy spięte kosztownym dyamentowym dyademem. Klasycznie nakreślone rysy świadczyły o dobroci serca i czystości duszy. Z wielkich, żywych jej oczu promieniały rozsądek i niewinność. Uśmiechała się właśnie w rozmowie z kilkoma blizko stojącymi panami, gdy wrok jej padł na pięknego, dzielnego, wsławionego już walecznością Jana Sobieskiego, który stał po drugiej stronie sali i wpatrywał się w nią.
Zdawało się, że przebiegł pomiędzy nimi jakiś prąd niewidzialny, gdy oczy ich spotkały się mimowolnie i nie mogły się już od siebie oderwać.
Piękna Marya milczała, była pomieszana, wzrok i słuch jej istniał już tylko dla tego dorodnego męża, na któ rego patrzyła z podziwem. Zdawało się, że czar jakiś owładnął jej duszą, że niewidzialny węzeł oplótł w tej chwili tych dwoje ludzi, odłączonych od siebie nieprzezwyciężoną przeszkodą, gdyż Marya siedziała przy swoim małżonku, poważnym kasztelanie krakowskim.
Wreszcie zbliżył się do niej ten, którego wzrok promienny tak ją oczarował.
Jan Sobieski przystąpił do Zamojskiego, pozdrowił go i zbliżył się do Maryi.
— Uważam to za szczęście, dostojna pani, za najwyższe szczęście, że panią tutaj spotykam, — rzekł, — pozwól mi pani pozostać przy sobie dłużej, ażebym anielską twą postać mógł wyryć w swojej pamięci i duszy.
Mówiąc pocichu te słowa pochylił się i poniósł białą rączkę Maryi do ust.
Nieopodal stała, rozmawiając z kanclerzem Pacem wdowa po wojewodzie Wassalskim. Ponure i groźne jej spojrzenie spoczęło na Janie Sobieskim i pięknej Maryi. Przelotny uśmiech przebiegł jej marmurowe rysy.
— Patrz pan, — zwróciła się do kanclerza, — czy to nie nowy hetman polny Jan Sobieski, — daję słowo, że