W tym czasie przybył ze Stambułu znakomity Turek i przyjechawszy do Kara Mustafy, z którym oddawna był w przyjaźni.
Murad effendi zawdzięczał wielkiemu wezyrowi wysokie swoje stanowisko i zachował dlań wdzięczność.
Gdy Kara Mustafa ujrzał nagle przybywającego Murada, zadziwił się jego smutnym, nieszczęście zwiastującym wyrazem twarzy.
— Witam cię Muradzie! — rzekł, — jakąż mi przynosisz wiadomość
— Pragnąłbym dzielny i wielki wezyrze, żebym mógł przynieść ci lepszą, — odpowiedział Murad.
— Czy przybywasz ze zlecenia sułtana?
— Nie. Przybywam do ciebie jako przyjaciel, aby cię ostrzedz, — odpowiedział effendi, — przybywam, aby cię zawiadomić o niebezpieczeństwie, które wisi nad twoją głową.
— Czy w Stambule myślą, że potęga złamana dla tego, żem doznał porażki? — zawołał dumnie wielki wezyr, — czy kruki i sępy szykują się już, ażeby się na mnie rzucić? Powiedz im, mój szlachetny Muradzie effendi, że przedwcześnie się cieszą. Co się nie powiodło wielkiemu wezyrowi Mustafie, to sułtanowi Mustafie się powiedzie.
Murad przeląkł się.
— A więc to rzeczywiście prawda? — zapytał przerażony, — więc rzeczywiście polegając na zmiennej przychylności janczarów myślisz się ważyć na ten krok niebezpieczny?
— Czyliż w Stambule są już na to przygotowani? Tem lepiej, Muradzie effendi w takim razie wypadek, który zajdzie, nie zadziwi ich.
— Przybyłem tu, żeby cię ostrzedz, mężny wielki wezyrze. W Stambule mówią, że nad twą głową ciąży straszne niebezpieczeństwo! Nie ufaj zabardzo mniemanemu szczęściu i swemu wojsku. Lękam się, czy się nie zgubisz!
— Dwie drogi są przedemną, Muradzie effendi, — rzekł Kara Mustafa ponuro, — jedna na tron prowadzi, a druga na śmierć.
Cofnij to postanowienie, zaklinam cię!
— Na cofnięcie się zapóźno, spaliłem mosty za sobą — odpowiedział wielki wezyr, — jak tylko przybędę do Belgradu, każę się ogłosić sułtanem! Znasz mnie i wiesz, że nie zmieniam postanowień!
— Zdaje mi się, że w Stambule znają twe plany i chcę je uprzedzić. Posłuchaj mojej przestrogi.
— Może mnie ona tylko zachęcić do przyśpieszenia tego com zamierzył, Muradzie effendi! Dokonanego faktu nikt nie cofnie! Stronnictwo moje jest wielkie! Całe wojsko jest za mną! Od dawnego już czasu jestem jego panem, teraz mogę albo utrwalić me panowanie, albo się ukorzyć! I któż się poważy złamać moją potęgę? Wszyscy jeszcze czołgają się u mych stóp.
— Nie zapominaj jednak, że to w ciągu jednej nocy zmienić się może, wielki wezyrze! Nie licz zbyt wiele na niestałe sympatye tłumu, który dziś cię uwielbia i pada nóg, a jutro gotów cię ukamienować!
— Tego się nie obawiaj! Wszystkich dowódców zobowiązałem sobie i mogę na nich liczyć!
— Wdzięczność jest rzadką cnotą! Dla wielu jest ona ciężarem, którego radzi się pozbyć! Jesteś na pochyłości. Jeden krok nierozważny, a wapdniesz w przepaść! Wybacz mi moje słowo. Musiałem je wypowiedzieć, bo lękam się o ciebie!
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/576
Wygląd
Ta strona została przepisana.
578
JAN III SOBIESKI.