Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/558

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
560
JAN III SOBIESKI.

wiek nie taił niebezpieczeństwa, na jakie się narażał, gdyby Kara Mustafa i teraz jeszcze oparł się wyrokowi i gdyby wojsko stanęło po jego stronie.
Obecność wielkiego muftego musiałaby wprawdzie na znacznej części wojska wywrzeć wielkie wrażenie, ale było także możliwe, że wpływ wielkiego wezyra już tak się rozwielmożnił, iż to nawet nie byłoby dostatecznem.
W orszaku sułtana znajdował się jeden basza wysokiego rodu, znany z okrucieństwa zarówno, jak z szalonej odwagi.
Nazywał się on Ibrahim el Szejtan które to nazwisko, znaczące szatana nie bez przyczyny otrzymał. Zadusił on własnoręcznie własnego brata, gdy ten urządził przeciw niemu jakąś intrygę i sułtan uznał, że postępek jego był słusznym.
Ibrahima Szatana w jego własnym haremie tak się obawiano, że jego własne niewolnice i sługi kryły się, gdy wchodził.
Pomiędzy nim i Kara Mustafą istniał oddawna pewien rodzaj nieprzyjaźni, wynikającej z rywalizacyi, ale potężny Mustafa nie mógł nigdy stanowczo zgubić chytrego i przed niczem nie cofającego się Ibrahima.
Teraz nie obawiał się on go wcale. Już oddawna wzniósł się tak wysoko, że o rywalizacyi nie mogło być mowy.
Ale Ibrahim el Szejtan nie zapomniał, że syn spahisa prześcignął go w zaszczytach i nienasycona nienawiść pozostała w jego duszy.
Wiedział on dobrze, jaki jest cel podróży sułtana i to go przejmowało nieopisaną radością. Pragnął tylko tego, aby zostać wybranym do strącenia wielkiego wezyra, módz stanąć przed nim jak duch mściciel i wyrok śmierci mu obwieścić.
Żądza ta dręczyła go i szukał sposobności, ażeby od sułtana misyę tę uzyskać jako łaskę.
Podczas podróży znalazł nareszcie sposobność spełnienia swoich życzeń i uzyskania od sułtana upragnionej łaski, która dla niego większe miała znaczenie niż wszelkie zaszczyty.
Było to pewnego posępnego i dżdżystego dnia, gdy sułtan ze swoim orszakiem przybył nad małą ale wezbraną rzekę, którą przebyć było potrzeba.
Po niejakim czasie znaleźli się prze woźnicy, którzy podjęli się przewieźć podróżnych na drugą stronę i sprowadzili wielki prom, na który podróżni udać się musieli.
Sułtan nie dał się poznać przewoźnikom i wjechał konno na prom. Za jego przykładem poszli jeźdźcy z jego orszaku.
Prom ruszył, zaledwie jednak oddalili się od brzegu, gdy nagle koń sułtana spłoszył się i szalonym skokiem, nim niewolnicy i inni obecni zdołali temu przeszkodzić, wskoczył do wody.
Powstało zamięszanie i krzyk.
Kilku skoczyło do wody, ale szybki prąd ich uniósł, a tymczasem inni kazali przewoźnikom zatrzymać prom.
Okazało się to jednakże niemożebnem.
W tej chwili największego niebezpieczeństwa, Ibrahim el Szejtan dał ostrogę swemu koniowi i skoczył za sułtanem do wody.
I koń i jeździec znikli na chwilę, wkrótce jednak wypłynęli napowrót.
Basza utrzymał się na koniu i wypłynąwszy obejrzał się na wszystkie strony.
W tej chwili właśnie sułtan miał już pójść pod wodę wraz z koniem, napróżno bowiem walczył przeciw prądo-