Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/507

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
509
JAN III SOBIESKI.

Assad pomacał ręce i znalazł powróz. Przy pomocy sztyletu rozciął go także.
— Teraz jestem wolny, — rzekł jeniec po cichu, starając się poruszyć członkami.
Były one jednak zdrętwiałe i po długiej dopiero chwili odzyskał w nich władzę.
— Daj mi rękę i czołgaj się za mną, wyprowadzę cię! — szepnął Assad, — ale bądź ostrożny, żeby nas nie słyszał kto ze służby.
Czerwony Sarafan widząc, że ma być ocalony i będzie mógł udać się do Sobieskiego, czynił co mu kazano.
— Spiesz się, nie mam czasu do stracenia! — naglił nań Assad.
— Kto jesteś, że mnie ocalasz? — zapytał Sarafan.
— Nie pytaj, potem się dowiesz! Daj mi rękę.
— Gdzież jest wyjście?
— Musimy się czołgać! — odpowiedział Assad.
Czerwony Sarafan podał rękę swemu wybawcy. Zaczęli wychodzić drogą, którą Assad przyszedł.
Służący, którzy spali w przyległym przedziale, nie słyszeli wcale rozmowy, prowadzonej po cichu.
Assad pociągnął czerwonego Sarafana do otworu w ścianie.
Przeczołgali się do sąsiedniego próżnego przedziału i drugim otworem wyszli z namiotu. Czerwony Sarafan odetchnął świeżem chłodnem nocnem powietrzem, któ re mu zwiastowało wolność.
Był jednak jeszcze w obozie, jeszcze nie był wolny naprawdę.
Spojrzał na swojego wybawcę, przekonał się jednak tylko, że to był jakiś nieznajomy mu Armeńczyk.
— Wstań i chodź! — szepnął Assad wstając.
Czerwony Sarafan powstał również.
Assad wyjął z pod swego płaszcza płaszcz i czapkę Solimana i ubrał w nie czerwonego Sarafana.
Zmieniło to więźnia do niepoznania.
— Czy jesteś Armeńczykiem? — zapytał czerwony Sarafan, patrząc z uśmiechem to na siebie, to na Assada.
— Co cię to obchodzi? Chcę cię ocalić! chodź! Jesteś jak ja Armeńczykiem handlującym bronią i wychodzisz ze mną z obozu. Nic więcej wiedzieć nie potrzebujesz.
Czerwony Sarafan skinął głową i nie dopytytwał się o nic więcej.
Obaj wyszli z namiotu i poszli przez obóz pogrążony w głębokiej ciszy. Tylko z oddali dochodził od czasu do czasu głuchy odgłos wystrzałów; działowych.
Wkrótce zbliżyli się do warty.
— Nic nie mów, ja będę mówił, — szepnął Assad.
Czerwony Sarafan skinął głową i roześmiał się. Przebranie i ucieczka bawiły go widocznie.
Assad śmiało poszedł naprzód. Sarafan postępował za nim.
Żołnierze zwrócili na nich uwagę, nadbiegli i otoczyli ich.
— To są Armeńczycy handlujący bronią, — rzekli.
— Czego się włóczą po nocy? — zawołał oficer z gniewem, — broń sprzedali, czego tu chcą jeszcze?
— Broń rozprzedana, panie oficerze, — rzekł Assad stłumionym głosem, — lecz piękny sztylet znajdzie się jeszcze dla ciebie. Otrzymasz go, jak tylko się rozwidni.