Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
344
JAN III SOBIESKI.

były uzasadnione, że Maryę dręczyło poczucie jakiejś utajonej winy.
Widział jednak cierpiącą i w sercu jego budziło się współczucie.
Nie mógł jej jednak oszczędzić upokorzenia, które sama na siebie ściągnęła.
— Przybyłem do Płocka, Maryo, — mówił dalej. — ażeby ci oznajmić, że po seł cara Teodora przybędzie wkrótce na nasz dwór. Pragnę go przyjąć z wszelkiemi honorami, przybędziesz zatem do Warszawy na festyny, które będą dawane na jego cześć! Żądam tego.
— Tym tonem mój małżonek nigdy jeszcze do mnie nie mówił, — rzekła królowa.
— Mówię tym tonem, ponieważ zmartwiła mnie twoja nieobecność na festynie, na którym oczekiwałem cię z pewnością, — odpowiedział król, — na festynie, na którym powinnaś się była ukazać w owym rzadkim i szczególnym naszyjniku, który wszyscy spodziewali się zobaczyć. Wszakże masz ten naszyjnik.
— Mam najjaśniejszy panie, — odpowiedziała królowa.
— Cieszy mnie to, — odrzekł Sobieski, — gdyż przez twoją nieobecność naszyjnik ten stał się przedmiotem rozmów. A zatem na festynie, który odbędzie się w Warszawie na cześć ambasadora carskiego, włóż ten naszyjnik, ażeby położyć tamę wszystkim krążącym wieściom. Jest to moje stanowcze życzenie! Czy spełnisz je, Maryo?
— Uważam je raczej za rozkaz.
— Zmuszony jestem do wydania go.,. Gdybyś nie była lub przybyła bez naszyjnika, obmowa wzmogłaby się tak dalece, że byłbym zmuszony wysłać cię do klasztoru.
Królowa drgnęła.
— Spodziewam się jednakże, że wszystko to dobrze się skończy, — rzekł król po chwili łaskawie, — spodziewam się, że nie będę daremnie oczekiwał na królową, której miejsce jest przy mym boku!... Teraz nie mam zamiaru pozostać dłużej w Płocku... moja obecność w Warszawie jest potrzebną!
Zdawał się czekać na to, aby królowa objawiła gotowość towarzyszenia mu w powrocie.
— I ja także nie mam zamiaru bawić tu dłużej, — odpowiedziała Marya Kazimiera, — pojadę za tobą, najjaśniejszy panie, jeszcze dziś wieczór!
Nagle przypomniało się królowej, że na dole w podwórzu stał powóz Rochestera.
Gdyby król go zobaczył, poznałby herby, a wtedy wszystko byłoby straconem.
Myśl ta zupełnie odebrała królowej panowanie nad sobą... blizką była zalania się łzami.
— Chciałem tylko, nim odjadę, wypocząć nieco, — rzekł król, — czy w tej niszy nie ma jakiej kanapy?
Wszystko w tym dniu spiknęło się widocznie na nieszczęśliwą królowę.
— Jest, najjaśniejszy panie... ale tam, w drugim pokoju, będzie ci wygodniej.
— Kanapa wystarczy mi wybornie na krótki spoczynek, — odpowiedział król i postąpił ku kotarze.
Straszna to była chwila dla Maryi Kazimiery.
Przypuszczała ona, że król widział już nadole powóz podróżny Rochestera, że wiedział o tem, iż w niszy znajdzie hrabiego.
Jakieżby to było spotkanie i jakie byćby mogły jego następstwa!
— Jeżeli masz zamiar dziś wieczór opuścić ten zamek, — zwrócił się król do małżonki, ująwszy już ręką kotarę,