Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
210
JAN III SOBIESKI.

— Dziękuję wam! — rzekła Sassa, którą mleko pokrzepiło.
Jej towarzyszowi posiłek bardzo smakował. Od wielu dni nie mieli już takiej uczty.
Naltępnie gospodarz wskazał znużonemu Leszkowi posłanie, a kobieta nakłoniła Sassę, ażeby się położyła w miejscu przygotowanem przy ognisku.
Oboje zmęczeni podróżą zasnęli prędko.
Wówczas dopiero gospodarz i gospodyni udali się na spoczynek.
Obudziwszy się nazajutrz ślepa niewolnica uczuła się rzeźwiejszą i silniejszą.
Wstała i ubrała się. Gospodyni z współczuciem patrząc na nią i na Leszka, przygotowała im śniadanie.
— Musimy iść dalej, — nagliła Sas sa, — nie możemy tracić ani godziny!
— W nocy nastąpiła odwilż, — rzekł gospodarz, — nie będzie wam tak zimno w drodze, ale ociepliło się tak bardzo, że lód na rzece, który i tak nie był dość silnym, stanie się niebezpiecznym.
Sassy nic powstrzymać nie mogło.
— Musimy iść, — powtórzyła.
I podziękowawszy za przyjęcie dobrym ludziom, którzy ją jeszcze zaopatrzyli chlebem i serem, opuściła wraz z Leszkiem chatę.
Gospodarz odprowadził, ich do dro gi i wskazał kierunek.
Wędrowcy pokrzepieni, puścili się w dalszą, daleką jeszcze podróż.
Śnieg topniał, gdyż nie było zimno i słońce dogrzewało dobrze. Leszek pro wadził za rękę ślepą niewolnicę. Oboje szli raźnie dalej. Gościnna wioska wkrótce pozostała daleko za nimi.
Przez ciąg dnia uszli znaczny kawał drogi. Nad wieczorem, jak im przepowiedział gospodarz chaty, przyszli nad Bug, w miejscu, w którem na przeciwnym brzegu znajdowała się wioska. Tam po przebyciu rzeki mogli przenocować, a stamtąd do Warszawy mieli już tylko trzy dni drogi.
Ta nadzieja dodawała im ducha i chociaż śnieg topniejący utrudniał pochód, szli ochoczo naprzód.
Około południa zatrzymali się, aby wypocząć i pokrzepić się zapasami, w które ich zaopatrzono we wsi.
Następnie znowu puścili się w drogę i o zachodzie słońca przybyli nad sze roką i głęboką rzekę.
Wpływ słokca i odwilży można było dostrzedz na porysowanej w wielu miejscach powierzchni lodu.
Wieś, do której dostać się zamierzali, leżała na drugim brzegu w dół rzeki tak, że zaledwie chaty dostrzedz było można.
Gdy ślepa niewolnica ze swym przewodnikiem stanęła nad brzegiem rzeki, Leszek spojrzał zdziwiony na powierzchnię lodu.
— Co widzisz? — zapytała go Sassa.
— Zdaje mi się, że lód już jest słaby, — odpowiedział chłopiec, — wygląda tak, jakby lada chwila miał puścić.
— Czy nie ma tu ludzi w blizkości?
— Nie, Sasso.
— Może gdzieindziej lód będzie silniejszy.
Leszkowi zdawało się, że lód się rusza. Czyżby się mylił? Nie był jeszcze pewny.
— Musi już być wieczór, Leszku, nie czekajmy dłużej, — rzekła ślepa niewolnica, — nie jesteśmy ciężcy, lód nas utrzyma.
— Lepiejbyśmy noc tutaj przeczekali, — rzekł młody towarzysz Sassy.
— Tu nie ma wioski ani ludzi, gdzież noc spędzimy Leszku?... Tam