Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
178
JAN III SOBIESKI.

temi oknami do galeryi i powiewał obszernym płaszczem tego nowego gościa, którego żadna warta nie zatrzymywała podczas przejścia na górze.
Miał on na głowie wielki głęboko na czole nasunięty kapelusz.
Tak zbliżył się do tej części galeryi, w której wychodził z niej szeroki, boczny korytarz.
Były w tem miejscu starożytne, z gruba ociosane filary, na których wspierało się sklepienie. Pomiędzy filarami znajdowały się nisze, a w nich stały posągi.
Człowiek w płaszczu zbliżył się do filarów. Jasny blask palącej się w blizkości latarni popadł na niego, i można było rozpoznać jego rysy.
Był to blady, nienawiścią przejęty hetman polny litewski.
Głęboka cisza zapanowała znów w galeryi.
W końcu jej znajdował się inny, boczny korytarz, — prowadzący do tej części zamku, w której mieszkał Sobieski. W tem mieszkaniu paliły się jeszcze jasno świece woskowe w świeczniku, stojącym na stole.
Jan Sobieski, oświetlony blaskiem tych świec stał na środku pokoju. Wspomnienia wypadków tego dnia przesuwały się przed oczyma jego duszy.
Wzniósł się on tego dnia na najwyższe stanowisko, jakie walecznością zdobyć było można. Prześcignął wszystkich rówieśników, świetna przyszłość otwierała się przed nim.
Jeden przecież obraz zaćmiewał wszystkie inne, obraz Maryi.
Ujrzał ją znowu. Anieska ta postać ukazała mu się znowu. Ale Marya była zimną, zupełnie inną, niż wówczas W nocy, w różanym ogrodzie.
Od tego czasu wiatr jesienny pozbawił liści i połamał róże... czyżby i miłość Maryi złamała się także? Czyżby żałowała przysięgi, które z sobą zamienili w owej chwili upojenia?
Marya była wolną! Sędziwy Jan Zamojski, którego czcigodna postać w tej chwili jeszcze stała przed oczyma Sobieskiego, rozstał się z tym światem. Czas żałoby, który zwyczaj przepisywał wdowie po zmarłym, nie upłynął wprawdzie jeszcze, ale dlaczegóż nie znalazła jednego słowa, któreby podniecało jego miłość?
Przy niej był młody, ciemnobrody Anglik, hrabia Rochester.
Czy to było przypadkiem? lub czy ta, którą Sobieski kochał całą namiętnością swej duszy, była kobietą zmien nego postępowania? Czyżby lordowi gładkiemi słówkami i palącemi spojrze niami udało się utorować sobie drogę do serca pięknej Maryi?
Była to dręcząca myśl. Sobieski ponuro patrzył przed siebie.
Potrzebował się upewnić, rozstrzy gnąć wątpliwość bądź co bądź.
Apartament, w którym się znajdowała piękna Marya Kazimiera, leżał w innym pawilonie zamkowym, do którego prowadził długi, boczny kurytarz, wychodzący z galeryi.
Pokój był jasno oświetlony. Marya jeszcze nie spała. Siedziała na kanapie w pokoju umeblowanym z wscho dnim przepychem. W powabnej, czarującej postawie, spoczywała na miękkich poduszkach. W głębi stała jej pokojówka nie daleko od otwartych drzwi sypialni.
Marya myślała o wrażeniach doznanych tego wieczoru. Dwie piękne, męzkie postacie stały przed jej oczyma. Jedna miała wyraz bohaterskiej