Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kolumb odprawił majtka, a potém zwrócił się do Luis’a, niemego uczęstnika téj sceny.
— Jesteś pomieszanym, admirale? zawołał młodzieniec. Mojém zdaniem zaufać należy Opatrzności.
— Bóg rządzi naszym losem, lecz wszczepił w serce człowieka chęć przyłożenia się czynem do zmiennych jego kolei. Jednakże niepodobna działać bez rozumnych pobudek. Nie pojmuję tego zjawiska, więc nie wiem jak mu zaradzić; ale przeczuwam, iż ono do ważnych w dziedzinie naukowéj doprowadzi odkryć. Każdy kraj posiada płody wyłącznie sobie właściwe; może w tych stronach po niedalekich wyspach dużo jest kamieni magnesowych, które działają na igiełkę.
— Czy byłeś kiedy świadkiem podobnego zdarzenia, sennorze?
— Nigdy, i przyznaję że to przypuszczenie jest dosyć niepodobne do prawdy. Oczekujmy cierpliwie wyjaśnienia tego zjawiska, przekonawszy się wprzód o jego trwałości.
Rozmowa na tém się skończyła; ale Kolumb noc całą strawił bezsennie na rozmyślaniu. Wstawszy tak rano, że gwiazda polarna była jeszcze widzialną, zaczął ją znów porównywać z bussolą i spostrzegł iż zboczenie jeszcze się nieco powiększyło.
Gdy Sancho zachowywał tajemnicę, a inni sternicy mniéj byli baczni, przeto ta ważna okoliczność uszła powszechnéj uwagi. Dzień i noc 14-go września upłynęły bez przygód, a osada tém była spokojniejszą, że przy słabym wietrze zaledwo kilkadziesiąt mil zrobiono w ciągu doby. Kolumb ruch bussoli zapisywał z najsumienniejszą ścisłością, i wkrótce utwierdził się w przekonaniu, że ona coraz bardziéj zbaczała ku zachodowi.


ROZDZIAŁ XVIII.


W sobotę piętnastego września, to jest w dni dziesięć po odpłynięciu z Gomery, Kolumb z mniemanym sekretarzem swoim wieczorną godziną rozmawiał jak zwykle o wypadkach dziennych.
— La Nina wczoraj o czémś ci doniosła, sennorze, rzekł Luis; lecz będąc wówczas zajętym w kajucie, nie wiem dotąd o co chodziło.
— Majtkowie tego statku ujrzeli kilka ptaków nie oddalający się nigdy zbytecznie od lądu. Być może że jesteśmy w pobliżu jakiéj wyspy; lecz niepodobna nam tracić czasu na szukanie archipelagów, gdy idzie o odkrycie stałego lądu.
— Czy zboczenie bussoli nie ustaje, sennorze?
— Nietylko że nie ustaje, ale ciągle wzrasta; lękam się o wrażenie jakie to sprawi na majtkach, gdy się wreszcie dowiedzą o prawdzie.
Nagła jasność, rzucając jaskrawe światło na okręt i morze, przerwała mowę Kolumba. Ognista kula niezmiernym łukiem przebiegłszy strop nieba, na krańcach widnokręgu zanurzyła się w morze. Byłto meteor, ale tak świetny, jak rzadko widziéć się zdarza; to téż zabobonni marynarze jedni złą, drudzy dobrą upatrywali w nim wróżbę.
— Na św. Yago! zawołał Luis, gdy jasność ustąpiła mrokowi wieczornemu; sama natura naszę podróż uważa za nadzwyczajną, gdy tak cudowne zsyła nam zjawiska!
— Takito zawsze człowiek, odpowiedział Kolumb; skoro wykracza z granic życia powszedniego, w lada fraszce upatruje cudu. Podobne meteory zdarzają się dosyć często pod tym stopniem szérokości, nie mogą więc wróżyć ani za ani przeciw naszemu przedsięwzięciu.
Mimo starań admirała aby osadzie wytłumaczyć to zjawisko, przez całą noc o niem tylko rozmawiano. Jednakże nie wywołało ono szemrania, bo zdania pod względem znaczenia jego były podzielone.
Okręty wciąż posuwały się na zachód, przy wietrze zmiennym wprawdzie, lecz tyle pomyślnym, iż można było w jednym płynąć kierunku. Kolumb w przekonaniu swojém żeglował prosto ku za-