Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bez szemrania. Uboléwam nad wczorajszém zaślepieniem swojém, i prosić będę Boga, aby mężowi mojemu pozwolił usłużyć świętéj sprawie kościoła.
— Oto słowa godne żony-chrześcianki. Opatrzność czuwa nad nami, i Pepe twój powróci szczęśliwie, przyczyniwszy się do wielkiego dzieła.
— Ale kiedy, sennorze, kiedy? zawołała młoda niewiasta, nie mogąc, mimo przybranéj odwagi, powściągnąć uczuć swego serca.
— Kiedy Bóg zechce, moja dobra.... zapomniałem jak ci na imię.
— Monika, sennorze admirale, a dziecię moje nazywa się Juan. W żyłach naszych niema ani kropli krwi maurytańskiéj; jesteśmy czystej rasy Hiszpanami.
— Będę miał staranie o ojcu małego Juan’a, odpowiedział Kolumb z uśmiéchem kryjącym łzę w jego oku. I ja także zostawiam w tym kraju drogie dla siebie istoty, a między niemi syna, który nie zna nawet swéj matki. Gdyby się nam przytrafiło nieszczęście, Diego byłby sierotą, podczas gdy mały twój Juan zostaje przynajmniéj pod opieką macierzyńską.
— Wybacz, sennorze, rzekła wzruszona niewiasta; człowiek zbyt często staje się obojętnym na cudze cierpienia, kiedy myśli o swoich. Zabierz mojego męża i niech was Bóg poprowadzi!
Wymówiwszy te słowa pożegnalne, Monika chwyciła za wiosło, i czółenko jéj zwolna zaczęło poruszać się ku brzegowi. Gdy Kolumb spojrzał za siebie, spostrzegł że większa część majtków pozawieszanych na linach i masztach, chciwie nadstawiając ucha, byli świadkami przytoczonej rozmowy. W téj saméj chwili podniesiono kotwicę i okręt la Santa Maria płynąć zaczął w kierunku wiatru, za nim La Pinta i La Nina. Piérwsze promienie wschodzącego słońca oświeciły rozpięte żagle trzech statków, w ślad których mnóstwo czółen puściło się aż do Saltes. Ztamtąd już okręty ruszyły bez przeszkody na niezmierzony ocean atlantycki, jakby trzy ciała ożywione, pchnięte ręką przeznaczenia ku tajemniczemu celowi, którego ani przewidzieć, ani uniknąć, ani przyspieszyć nie zdołają.
Ranek był piękny i wiatr wesoło dął w żagle od brzegu. Wszystko szło najpomyślniej; ale nieznana przyszłość trwogą jakąś i posępnością przejmowała serca odpływających. Wiedziano że admirał zmierza ku wyspom kanaryjskim, a w przekonaniu wątpiących od tego właśnie punktu zacząć się miały niebezpieczeństwa podróży, których oni z podobnem wyglądali uczuciem, jak oskarżony dnia sądu, jak skazany wykonania wyroku, lub grzesznik śmierci. Część wprawdzie osady, nie poddając się téj słabości, gotową była na wszystko; wszelako i najmężniejsi wahali się między nadzieją a obawą.
Podróż do wysp kanaryjskich lub azorskich uważano wtedy za nader śmiałe przedsięwzięcie. Piérwsze z nich znane już były starożytnym. Juba, król maurytański, miał je opisać pod nazwą wysp Szczęśliwych. Dzieło jego zaginęło; lecz dawni pisarze poświadczają prawdziwość faktu. Podanie niesie, że w owéj już epoce wyspy kanaryjskie zamieszkane były przez ludność dosyć oświeconą. W następstwie atoli czasów, w peryodzie ciemnoty co zamierzchła Europę po świetném Rzymian panowaniu, zupełnie o nich zapomniano, i dopiéro w połowie XIV wieku kilku awanturników hiszpańskich nanowo je odkryło. Późniéj Portugalczycy jednę z nich objęli w posiadanie, puszczając się ztamtąd w wycieczki wzdłuż brzegów Gwinei. Hiszpanie, ukróciwszy potęgę muzułmańską, zwrócili także w tę stronę swą uwagę i obsadzili niektóre wyspy, tak iż w epoce naszego opowiadania cała gromada podzieloną była między dwa te narody chrześciańskie.
Luis de Bobadilla, który najwięcéj żeglował po morzach północnych i po Śródziemném, ze słyszenia tylko wiedział o istnieniu wysp kanaryjskich; Kolumb więc, stojąc z młodzieńcem na pokładzie, wskazał mu ich kierunek, tłumaczył odrębne cechy i rozszerzył się nad ich ważnością pod względem zasobów wewnętrznych, oraz jako miejsca odpływu.
— Portugalczycy, rzekł, wielkie z tych wysp odnoszą korzy-