Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oby Bóg nam pozwolił spełnić te zamysły, wtrąciła królowa. Ależ bracia Polo czy byli missyonarzami?
— Nie, miłościwa królowo; bylito prości podróżnicy, ludzie goniący za szczęściem, nie spuszczając przytém z uwagi obowiązków religijnych. Mniemam iż najprzód należałoby zatkwić krzyż Zbawiciela na wyspach oceanu, a ztamtąd rozpostrzeć ewangelią po odkryć się mającym lądzie. Cipango, zdaniem mojém, jest punktem, gdzie prawdopodobnie wiara z cudowną upowszechni się szybkością.
— Znajdująż się w Cipango korzenie, pachnidła lub inne płody, mogące wynagrodzić koszta i niebezpieczeństwa wyprawy? zagadnął król, dosyć sprzecznie z świętą gorliwością rozmawiających.
Spojrzenie Izabelli świadczyło o nieprzyjemném wrażeniu, jakie na niéj sprawiło to zapytanie małżonka; nie objawiając wszakże swych myśli, zamilczała.
— Najjaśniejszy panie, odpowiedział Kolumb, według opowiadań Marco Polo niéma na świecie bogatszego kraju, bo oprócz złota posiada w obfitości perły i drogie kamienie: a wszystkie te skarby zostają w posiadaniu niewiernych. Zdaje się że Opatrzność przeznaczyła takowe w nagrodę monarsze chrześciańskiemu, który piérwszy poniesie w te strony słowo boże. Ocean otaczający Cipango pokryty jest wyspami; Marco naliczył ich siedm tysięcy cztérysta, napełnionych wonnemi krzewy. Tamto, najjaśniejsi państwo, przy pomocy bozkiéj zamierzam przybyć po dwóch miesiącach umiejętnéj żeglugi, a następnie przenieść się na ląd stały. Dzień w którym stopa nasza dotknie się ziemi indyjskiéj, będzie dniem chwały dla Hiszpanii i dla wszystkich co wzięli udział w tém wielkiém przedsięwzięciu.
Wzrok przenikliwy Ferdynanda wlepiony był w odkrywcę, gdy ten w świetnych barwach rozwijał przed nim swe widoki. W umyśle króla, skłonnym do rachuby, obraz tylu korzyści zrównoważył zwykłą nieufność. Izabella znów myślała o celach religijnych; skończyło się więc na tém, że oboje małżonkowie, chociaż z odmiennych pobudek, zezwolili na wyprawę.
Przystąpiono zaraz do ułożenia przedugodnych punktów: warunki Kolumba nanowo zostały roztrząśnięte i zatwierdzone. Zdawało się iż zarzuty arcybiskupa Grenady w zupełną poszły niepamięć, bo Genueńczyk traktował z królewską parą jak monarcha z równemi sobie; przyznano mu nawet ósmą część zysków z całego przedsięwzięcia, ponieważ oświadczał gotowość poniesienia takiéjże części wydatków.
Luis de Saint-Angel i Alonzo de Quintanilla, pożegnawszy królowę razem z Kolumbem, odprowadzili żeglarza do jego pomieszkania, otaczając go uszanowaniem i tkliwą starannością, tak potrzebną sercu niedawno jeszcze miotanemu gwałtowném cierpieniem. Po rozstaniu się z nim Saint-Angel, którego myśli zawsze były na końcu języka, rzekł do przyjaciela:
— Na wszystkich świętych, kochany Alonzo, ten Kolumb bierzę górę nad całą szlachtą kastylską. Toć on się układał z obojgiem monarchami na stopie zupełnéj równości, i prawdziwie po królewsku wygrał swoję sprawę.
— Wszakżeś mu sam utorował drogę, odpowiedział Alonzo de Quintanilla, bo gdyby nie twoje wstawiennictwo, Genueńczyk byłby się udał na dwór Ludwika francuzkiego.
— Nie żałuję bynajmniéj tego com uczynił, choćby z przyczyny tylko żem wydarł zdobycz Francuzom. Królowa, którą niech Bóg ma w opiece, postąpiła szlachetnie, poświęcając małoznaczną kwotę przedsięwzięciu tyle rokującemu nadziei. Lecz teraz, po zamknięciu układów, pojąć nie mogę zkąd przyszło władzcom naszym przyznać tak korzystne warunki obcemu przybyszowi, bez głośnego imienia, bez dostatków, a nawet bez silnego poparcia.
— Czyż Luis de Saint-Angel nie bronił jego sprawy?
— Broniłem jéj, odrzekł poborca jeneralny, broniłem z zapałem i z głębi przekonania; lecz sam się dziwię naszemu powo-