Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

roili się rycerze, dworzanie, dostojnicy duchowni i piękności kastylskie.
Jakkolwiek Hiszpanie mało przyzwyczajeni byli do powabnéj lekkości budownictwa wschodniego, Alhambra jednak, nieskończenie w tym względzie wyższa od innych pomników, świetnością swoją wprawiała ich w podziwienie. Bogate płaskorzeźby, mało jeszcze natenczas znane w Europie, fantastyczne i pełne wdzięku arabeski pokrywały ściany, a liczne wodotryski, bijące wspaniale pod sklepienia, srébrzystym dészczem w marmurowe spadały zbiorniki.
W liczbie podziwiających te cuda znajdowała się także Beatrix de Bobadilla, małżonka don Andrzeja de Cabrera, znana powszechnie pod imieniem markizy de Moya, i jak dawniéj przyjaciołka królowéj. Towarzyszyła jéj młoda niewiasta tak rzadkiéj piękności, że zwracała uwagę wszystkich, a szczególniéj cudzoziemców. Byłato donna Mercedes de Valverde, jedna z najbogatszych dziedziczek Kastylii, a krewna i córka przybrana Beatrixy. Znajdowały się może u dworu kobiéty, którymby znawcy, pod względem ścisłéj piękności, oddali piérwszeństwo przed donną Mercedes, lecz żadna z nich pochlubić się nie mogła owym wdziękiem uroczym, kraszącym nadobne lice wychowanki donny Beatrix de Cabrera. Biegły dostrzegacz byłby wyczytał w jéj twarzy ślady wrzącego, choć świadomego siebie, zapału, a razem tajemniczą posępność, cień jakiś cierpienia, niezgodny zupełnie ze świetnym jéj położeniem. Nie ćmiło to jednak bynajmniéj wrodzonych powabów dziewicy, tylko ją oblekało wyrazem dziwnéj łagodności.
Po drugiéj stronie donny Beatrix szedł Luis de Bobadilla, wysunąwszy się nieco naprzód, by jaknajczęściéj spotkać wzrok pięknéj Mercedes. Wszyscy troje rozmawiali z zupełną swobodą, gdyż stadło królewskie opuściło salę, a przechodzący tak byli zajęci oglądaniem nowych dla siebie przedmiotów, że nie zwracali uwagi na niczyje pogadanki i zalety.
— Dziwna to rzecz, mówiła donna Beatrix, że ty, niezmordowany bywalec, poraz piérwszy słyszysz imię Kolumba. Od siedmiu już lat stara się on o względy królestwa Ichmość; nauka jego uroczyście roztrząsaną była w Salamance, a nawet u dworu niebrak mu stronników.
— Pomiędzy których policzyć można szlachetną Beatrix de Cabrera, dodała Mercedes; słyszałam nieraz od królowéj, że w całéj Kastylii niéma gorliwszéj zwolenniczki Kolumba.
— Jéj wysokość rzadko się myli, moje dziecię, przynajmniéj co do mojéj osoby. Wspieram tego człowieka, gdyż uważam go powołanym do wielkiego przedsięwzięcia. Zaiste, nigdy może rozum ludzki nie rzucił tak olbrzymiego pomysłu, jak zamierzone przez niego odszukanie narodów przeciwnéj strony naszéj ziemi, i poniesienie im światła ewangelii.
— I powiédz jeszcze, moja ciotko, chodzenie do góry nogami w ich przyjemném towarzystwie, wtrącił śmiejąc się don Luis. Ten Kolumb musi być zręcznym w gimnastyce, kiedy się podejmuje sprostać takiemu zadaniu.
Mercedes przyjęła ten wyskok spojrzeniem wyrażającém naganę. Don Luis pragnął najgoręcéj pozyskać serce wychowanki donny Beatrix, i jedno jéj skinienie dostateczném było na powstrzymanie lekkomyślności młodziana, posiadającego szacowne zkądinąd przymioty. Pod wpływem przeto tego spojrzenia dodał po chwili:
— Donna Mercedes należy widzę do stronnictwa odkrywców. Zdaje się że Kolumb większe znalazł współczucie u dam kastylskich, jak u rycerzów.
— Pokazuje się z tego, rzekła dziewica, że kobiéty więcéj mają ufności w zasłudze, więcéj szlachetnych popędów i gorliwości w ważnych sprawach od mężczyzn.
— Musi tak być rzeczywiście, gdyż ciotka moja, i ty pani, stajecie po stronie żeglarzów. Lecz moje wyrazy niezawsze bywają rozumiane; jestem człowiekiem czynu, i jeśli Kolumb uda się kiedy w zamierzoną podróż, będę prosił króla o pozwolenie na-