Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trwający od siedmiu wieków, walka chrystyanizmu z koranem, zbliżała się ku końcowi na półwyspie pirenejskim, Maurowie, zajmując długo południowe części królestwa Leonu, zostawili w budowlach tamecznych ślady barbarzyńskiéj wystawności; nazwisko nawet miasta Valladolid, przerobione z Veled-Vlid, świadczyło o pobycie w tych stronach rasy arabskiéj.
W głównéj sali pałacu Jana de Vivero dwie kobiéty żywo z sobą rozmawiały. Obie były młode, i chociaż różnéj zupełnie powierzchowności, niezaprzeczone posiadały powaby. Jedna z nich szczególniéj, zaledwie dziewiętnastoletnia, lecz w całym już kwiecie młodości, uchodzić mogła za skończoną piękność. Gorąca nawet wyobraźnia krain południowych nie wymarzyłaby większéj doskonałości. Jéj ręce, nogi, kibić i wszystkie ciała zarysy nacechowane były niezrównanym wdziękiem niewieścim, a postać wysoka i okazała szlachetną nadawała jéj powagę. Patrzący na nią nie wiedział czy go czaruje bardziéj powab zewnętrzny, czy wyraz nieskażonéj duszy odbity na jéj twarzy. Chociaż urodzona w Hiszpanii, pochodziła w prostéj linii od królów gotskich, i z tego zapewne powodu w nadobnéj dziewicy zléwała się świéżość północna, z porywającą żywością kobiét południa. Cera jéj była biała, włos gęsty kasztanowaty, oczy niebieskie, pełne blasku i pojętności. Dla dopełnienia obrazu powiedzmy, że na obliczu wychowanki dworu malowała się szczéra prostota, rzadko w téj sferze napotykana, a krasząca wdzięk młodości urokiem prawdy moralnéj.
Ubiór księżniczki odznaczał się prostotą, chociaż bogactwem odpowiadał godnie wysokiemu jéj dostojeństwu. Na szyi, śnieżnéj białości, połyskiwał krzyż brylantowy, zawieszony na rzędzie wyborowych pereł; kilka kosztownych pierścieni obciążało raczéj, niż zdobiło śliczne jéj ręce. Byłato Izabella kastylijska, oczekująca w ustroniu rozwiązania swego losu, tak ściśle złączonego z przeznaczeniem ludzkości.
Towarzyszką jéj była donna Beatrix de Bobadilla, przyjaciołka młodości i wierna do śmierci poddana. Dama ta, starsza nieco od księżniczki, miała ułożenie stanowczo hiszpańskie; jakkolwiek bowiem pochodziła ze starożytnéj rodziny, dom jéj wszelako, z polityki czy przypadkiem, nie wchodził nigdy w związki z cudzoziemcami. Jéj oczy czarne, błyszczące zapowiadały szlachetną duszę i silną wolę. Postać jéj, lubo przyjemna, ustępowała jednak w doskonałości kształtom królewskiéj przyjaciołki. Natura, dzieląc swe dary między te młode niewiasty, rozróżniła je odpowiednio stanowisku społecznemu jakie każda z nich zajmowała, lecz widziane z osobna, obie były zachwycające. Izabella kończyła właśnie strój ranny; siedziała na fotelu, niedbale oparta i pochylona ku przyjaciołce, klęczącéj przed nią na podnóżku. Dziewice były same, w rozmowie ich przeto panowała największa swoboda; wolna zarówno od etykiety kastylskiéj i sztywności hiszpańskiéj, toczyła się ona w miarę uczuć naturalnych, nie według ceremoniału dworskiego.
— Beatrixo, rzekła księżniczka, prosiłam Boga by kierował moją myślą w tak ważnéj sprawie, i mam nadzieję, że wybór jaki uczynię pogodzi własne moje dobro, ze szczęściem mych poddanych.
— Nikt o tém ani wątpi, szlachetna pani, odpowiedziała Beatrix de Bobadilla, bo Kastylijczycy tak cię kochają, że nie sprzeciwiliby się pewnie twym zamiarom, gdybyś nawet wyjść chciała za sułtana tureckiego.
— Powiedz raczéj, moja dobra, odparła z uśmiechem Izabella, że sądzisz o innych po sobie. O! te projekta małżeńskie dużo sprawiają mi kłopotu.
— Lecz teraz minął czas próby. Najświętsza Panno! ileżto w męzczyznach musi być zarozumienia i lekkomyślności, kiedy tacy konkurenci śmieli ubiegać się o rękę mojéj pani.
— Jeżeli ze wszystkich wybrałam Ferdynanda aragońskiego, to jedynie z powodu, że związek ten odpowiada najwięcéj interesowi Kastylii. Wiész, Beatrixo, że Kastylijczycy i Aragończycy z jednego pochodzą szczepu i tym samym mówią językiem.