Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zawsze z ciebie niezdara, kolego, odrzekł drugi żołnierz; nicby nie było dziwnego, gdyby cię był ukarał za niepotrzebne zuchwalstwo.
— Lokaj w usługach Żyda miałżeby natrzéć na żołnierza królewskiego?
— Może i on był żołnierzem; bo zdaje mi się żem widział twarz jego w miejscu, gdzie napróżno szukanoby tchórzów.
— To sługus poprostu i do tego młodzik zaledwie wyszły z rąk kobiét.
— Niech i tak będzie, lecz mimo to wierzę że służył przeciw Maurom i Katalończykom. Wiész o tém, że szlachta nasza ma zwyczaj wczesnego wysyłania dzieci na wojnę.
— Szlachta!? powtórzył śmiejąc się Diego, do czarta Roderyku, jak można takiego prostaka porównać z synem szlacheckim? Czy myślisz że to przebrany Guzman albo Mendoza.
— Dziwném ci się to wyda, a jednak przypominam sobie dokładnie, żem go widział na polu walki i słyszał głos jego grzmiący rozkazem. Na św. Jakuba z Compostelli, to rzecz niezawodna. Przybliż się Diego, powiem ci słówko w zaufaniu.
Chociaż nikt nie podsłuchiwał, Roderyk odprowadził na bok kolegę, i oglądając się na wszystkie strony, cichym głosem wymówił kilka wyrazów.
— Najświętsza Panno! zawołał Diego, odskakując z podziwienia na kilka kroków, mylisz się niezawodnie, Roderyku!
— Wiem co mówię, odpowiedział Roderyk; nie widziałżem go tylokrotnie z podniesioną przyłbicą?
— A teraz podróżuje jako giermek przy kupcu, jako sługa żydowski!?
— My, kolego, powinniśmy patrzéć niewidząc i słuchać niesłysząc. Jan II dobrym jest panem, chociaż w téj chwili papiéry jego spadły; trzeba zachować poddańczą pokorę.
— Ależ on nie przebaczy mi nigdy téj nieroztropnéj poufałości! nie ośmielę się stanąć przed jego obliczem.
— Ej! wątpię żebyś z nim zasiadł kiedy u stołu królewskiego, a na wojnie on, który zawsze postępuje przodem, nie będzie pewnie miał ochoty obejrzéć się za tobą.
— Mniemasz więc że mnie nie pozna?
— W każdym razie, mój chłopcze, nie obawiaj się niczego, bo takim ludziom zwykle ważniejsze sprawy tkwią w głowie.
— Daj Boże żebyś prawdziwym był prorokiem, inaczéj nie będę mógł nigdy pokazać się w szeregu. Gdybym mu był wyświadczył przysługę, to możeby o niéj zapomniał; ale pamięć obelgi długo się przechowuje.
Tak rozmawiając, dwaj żołnierze oddalili się, a stary nie przestawał zalecać młodemu większą na przyszłość rozwagę.
Tymczasem kawalkada postępowała naprzód, z szybkością wypływającą oczywiście z obawy o złe drogi i z żywéj chęci przybycia corychléj na miejsce. Jadąc noc całą, zatrzymywali się wtedy dopiéro gdy światło dzienne wystawiało ich na spojrzenia ciekawych. Wiadomo było że ajenci Henryka kastylskiego przebiegają przestrzeń między stolicą Aragonii a Valladolid, gdzie przebywała Izabella. Jednakże podróżni bez przygody stanęli w okręgu Soria, części staréj Kastylii. Lubo zbrojne hufce królewskie czatowały po drodze, powierzchowność podróżnych nie mogła niczém zwrócić uwagi żołnierzy Henryka, obecność zaś tych ostatnich oddalała zwykłych złodziejów. Co się tyczy młodzieńca, będącego przedmiotem rozmowy dwóch żołnierzy, ten z uległością towarzyszył panu, zajmując się obowiązkami swojego stann. Dopiéro drugiego dnia wieczorem, gdy orszak opuścił gospodę, gdzie uraczano się olla podridą i kwaśném winem, wesoły dowódzca, o którym wyżéj była wzmianka, zaśmiawszy się głośno, opuścił swe miejsce na przodzie i zbliżył się do tajemniczego giermka. Lecz ten surowém przyjął go spojrzeniem.
— Mości Nunez! rzekł głosem, który bynajmniéj nie zgadzał się z zależném na pozór stanowiskiem jakie zajmował, dlaczego porzuciłeś swe miejsce?
— Wybacz, odpowiedział dowódzca, tłumiąc śmiéch tylko