Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu. Klakee-Nah zaczął się dusić w nagłym przystępie kaszlu, a starzy niewolnicy rzucili się do rozcierania pleców. Po chwili Klakee-Nah począł mówić, z wysiłkiem chwytając powietrze i wznosząc rękę na znak, iż żąda ciszy.
— Ty, Porportuk, zgasiłeś ogień w swoim domu, dlatego, że drzewo kosztuje za drogo. Tak samo zgasiłeś swoje życie. He, he, żyć — też jest nie tanio, a ty odmówiłeś życiu ceny, która się zań należy. Istnienie twoje podobne jest do izby, gdzie ognia niema i łoże stoi twarde, niepokryte ciepłemi skórami. — Dał znak, żeby mu napełniono winem szklanicę, którą trzymał wzniesioną. — Zato ja żyłem. I rozgrzewało mnie życie tak, jak nigdy nie rozgrzewało ciebie. Prawda, będziesz żył długo. Ale najdłuższe nawet noce chłodne są i ciężkie, kiedy człowiek leży drżąc we własnym domu i nie zmruży oka. Moje noce były krótkie — lecz smacznie i ciepło sypiałem.
Wychylił czarkę. Drżąca dłoń niewolnika nie zdążyła jej pochwycić, więc roztrzaskała się z brzękiem, rzucona o podłogę. Klakee-Nah odchylił się, oparł o poręcz i z życzliwym uśmiechem spoglądał na pochylone ku ustom gości kielichy. Dał znak i dwaj niewolnicy poczęli pomagać mu usiąść prosto. Lecz zbyt byli słabi, a ciało